Wracam do wspomnień.Próbuje je opisać w inny sposób.
Miałam napisać o Festiwalu Teatrów Ulicznych w Krakowie, ale moja inteligencja pozbawiła mnie zdjęć. Zamiast zmienić w aparacie format zdjęć, zrobiłam format card.
Nie ma zdjęć. Festiwal był uboższy niż w poprzednich latach ale mnie i tak się podobał.To takie odchamianie dla proletariatu. Dobre i to.
Odc.1. Zakupy.
Mama powiedziała,że właśnie zaczął się Tydzień Kultury Beskidzkiej i będą szkolne kiermasze. Musimy pójść kupić rzeczy do szkoły.
-Jakie rzeczy?- zapytał tata.
-Rzeczy do szkoły -powiedziała mama-piórnik,tornister, tenisówki i buty.
-Buty? Czy ona je zjada?Przecież dopiero kupowaliśmy.Buty to ja jej kupię!
Przeczuwałam awanturę.Tata zaś kupi mi buciory a nie buty.
-Ostatnio to były kierpce a czas na tenisówki-powiedziała mama.W dodatku wyrosła z nich.
-Jak wyrosła, przecież ona nic nie je, to nie rośnie!-odezwał się tata.
No i zaczęło się. Nie jem, nie piję.Lubię tylko słodycze i ser.Lista wyrzutów była długa.
Następnego dnia poszłyśmy z mamą na kiermasz szkolny.
Mama kupiła mi piórnik drewniany, rzeźbiony. Z parzenicami.Taki w którym na pewno zechce zamieszkać Plastuś.Jak w książce o Plastusiu.
Następnym zakupem był tornister.czerwono-granatowy z światełkami odblaskowymi przy zapięciach.No i mama kupiła mi chałat(czyt.fartuch).Granatowy z białym kołnierzykiem. Taki stylonowy.Moja duma.
Po powrocie do domu szybko w piórniku umieściłam gumkę myszkę,ołówek,stalówkę i obsadkę oraz szmatką wyłożyłam miejsce dla Plastusia. Może się wprowadzi.
Tornister wypełniłam książkami i zeszytami (moje przyszłe utrapienie)i byłam gotowa do szkoły.
Czas na buty.
Kolejny dzień upłynął pod znakiem poszukiwań butów dla mnie.
Tata zabrał mnie do sklepu.Nadchodził kataklizm.
Z tenisówkami nie było problemu. Zero wyboru=zero problemów. Granatowe z białymi podeszwami.
Buty.
-Te chcę, tato!-krzyknęłam , wskazując paluchem na śliczne,czerwone lakierki.
-W tym się nie da chodzić-odpowiedział tata i przesunął się w stronę okropnych, chłopskich półbutów.
-Nie chce takich, ja chcę lakierki!
-Wybij sobie z głowy!-odpowiedział tata z lekko zaczerwienioną już twarzą i żyłką drgającą na skroni.
-Lakierki ma Aga* i da się chodzić!I ja też chcę!
Po przymierzeniu kilku par wstrętnych półbutów ze sznurowadłami, ojciec wskazał na te właściwe.Tata był zadowolony.Ja nie.
Płakałam za każdym razem, gdy spojrzałam na pudełko z butami.
Były to wstrętne zamszowe półbuty,zszyte z kolorowych łatek.Miały sznurówki i były chłopskie!
-Co się stało?-zapytała mama widząc mnie całą tonącą we łazach.
-Kupiłem jej porządne, skórzane buty
-Chłopskie!-krzyknęłam i znów zalałam się łzami.
-Kolorowe, zobacz-zwróciła się do mnie mama-a jakie byś Ty chciała?
_Lakierki czerwone!A te w dodatku są za duże!
-Wypcha się palce watą, dłużej pochodzi-odpowiedział tata.
W ramach odkupienia win i wyrzutów sumienia mama na drugi dzień kupiła mi dorosłe, czarne kozaki, na obcasach.I chociaż był lipiec,chodziłam w nich codziennie. Mojej koleżance Eli mama też takie kupiła i teraz mogłyśmy się bawić w damy.
*Aga-koleżanka z podwórka, której rodzice wszystko kupowali.Jej mama była lekarzem.Aga była brzydka i nazywaliśmy ją Ropucha.I jej mama nie miała takiej maści ,zeby była ładniejsza, to jej wszystko kupowała.
Hehehe dobre. A w tych chłopskich chodziłaś?
OdpowiedzUsuńJa miałam kupowane swetrzyska "na wyrost" - rękawy się podwinie, pod fartuchem i tak nie widać :-/
OdpowiedzUsuńChodzilam w tych chłopskich butach...dłłłłuuugooo....
OdpowiedzUsuń