Wiem,ze to juz było na różnych blogach,ale i ja muszę,bo to czego dokonałam dzi rano, przerosło mnie...
Star pisała niedawno o roztargnieniu...
zastanawiam się czy takie roztargnienie to wynik amnezji starczej, dziur w mózgu, czy może co gorszego...
Ostatnio roztargnienie, zakręcenie a moze gapostwo atakuje, jest w natarciu.
Cóż to dla mnie przejechać swój przystanek,bo akurat się zagapiłam na jaki budynek.Coż to dla mnie wpać pod busa, bo się polizgnęłam.Cóż to dla mnie rozsypać drobne na chodniku i Pan kierowca czeka aż pozbieram je i wsadzę swój zad do busa.
Czuję sie przez te sytuacje taka niesforna.
Dzi rano...o 5,00 rano wstałam i ubieram się...w pełnym rynsztunku już...zastanawiam się dlaczego przydeptuję sobie nogawki, przecież dopiero co podwijałam spodnie.
Ja patrze, a ja ubrałam spodnie mojego męża.To nic ,że przydługie,że w pasie odstają,że dziwne jakies...o mało w nich nie wyszłam.
Całą drogę do pracy myslałam o tym.
Nic tylko mam dziury w mózgu.
Obyś takiego roztargnienia nie miała:
OdpowiedzUsuńWieś. Wczesny ranek. Kobieta zbudziła się, posprzątała w domu, wydoiła krowę, wygnała na pastwisko, zbudziła dzieci, nakarmiła, naostrzyła kosę, poszła na łąkę, nakosiła trawy, przyszła do domu, narąbała drew, przygotowała obiad, nakarmiła dzieci, poszła w pole, kosiła do zmierzchu, przyprowadziła krowę, wydoiła, przygotowała kolację, nakarmiła dzieci, wykąpała, położyła spać, sama się wykąpała, chwyciła kromkę chleba ze stołu, przekąsiła i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, położyła się spać. Nagle zrywa się z krzykiem:
- Boże!!! Mąż od rana nieruchany!
Kasiu, te dziury w mózgu to tylko takie wentylki bezpieczeństwa, których zadaniem jest wypuszczanie na zewnątrz niefajnych wspomnień i wrzucanie na ich miejsce sytuacji powodujących uśmiech na buzi :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam znad kubka kawy :)
Czesiu....głodnemu to tylko chleb na myśli.
OdpowiedzUsuńDidżejka -mówisz wentyle bezpieczeństwa? Tylka ja cierpię z tego powodu.czuje sie takim ...niedojdą.
Haha wyobrazilam sobie jak wygladalas w tych za dlugich spodniach meza:))))))))))
OdpowiedzUsuńZakochałaś się! Jak nic! Objawy typowe ;-)
OdpowiedzUsuńKasiu zastanawiałam się dłuuuzszą chwile jak u ciebie się komentarze zamieszcza.
OdpowiedzUsuńihihih
Ale oczywiście to twoja wina, bo rzadko coś piszesz i się odzwyczaiłam.
Podejrzewam że gdyby ktoś kazał mi wstać o 5 rano, to tylko mróz by mnie uratował przed wyjściem w piżamie. Mi się funkcje życiowe włączają po 6:30 - wcześniej dojrzewam.
Jestem normalnie z ciebie dzielna. Serio
Poza tym myślę że to ten mróz spowolnił nasze mózgi i reakcje - tak sobie to tłumacze;)
Wiesz, taki półsen zimowy.
Kasiula - byle do wiosny
Kasiu, normalka, spokojnie.Swój popisowy numer opisałam w komentach u Star, ale mam jeszcze kilka, drobniejszych.W trakcie spaceru z małą wpadłam do domu, by zostawić zakupy, a małą zostawiłam pod domem, w wózku.W chwili, gdy chciałam wyjść z domu, odkryłam,że nie mam kluczy od mieszkania, no ale przecież jakoś weszłam.Szukam, wściekam się, mała pod domem się drze, a ja tych kluczy szukam. W końcu zabrałam małą do domu i po blisko godzinie znalazłam klucze.Były w lodówce, w schowku na masło.A wiesz ile razy zdarza mi się wylądować przy kasie bez pieniędzy?
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
jak tak czytam o tym roztargnieniu to sie tak nad soba zastanawiam :(to wcale nie jest wesole ani smutne to jest po prostu przykre :(
OdpowiedzUsuńWitam :)
OdpowiedzUsuńJa myślę, że każdy miewa takie dni... :) a już 5 rano to noc! Tym bardziej bym się nie przejmowała :) spokojnie... chyba wszystko masz pod kontrolą ;)
spodnie - głupstwo:) ale jaki masz piekny widoczek na blogu:) sliczny, taki , że chciałoby sie tam być:)
OdpowiedzUsuń5,00 to noc.Faktycznie.Miewam takie cofki.Z reguły jestem poukładana.Mam systemy na nie gubienie kluczy,na nie szukanie wszystkiego rano, ...a tu takie wpady.Chyba ten mróż ścina komórki.To taki sen zimowy...
OdpowiedzUsuńBoze Kasia !!! o 5 rano ??
OdpowiedzUsuńJa o 5 rano to bym jeszcze pojechal do roboty w szlafroku...
dobrze, ze w Tajlandii nie mam szlafroka....
Przedwczoraj wyjmowalam piersi kurczaka z zamrazarki, a sa one w takich kieszonkach razem polaczonych w rzad, wiec potrzeba do tego nozyczek. Piersi rozmrozilam, pozarlam, a wczoraj szukalam nozyczek. Ni cholery nie moglam znalezc, juz nawet Wspanialemu sie dostalo (zaocznie bo byl w pracy) az wreszcie przypomnialam sobie o tym odcinaniu kieszonki. Oczywiscie nozyczki byly w zamrazarce:)))
OdpowiedzUsuńUśmiałam się do łez:)!!!
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna!
Chciałam napisać o mojej przygodzie z lodówką, ale widzę, że nie jestem osamotniona, bo i klucze i nożyczki (Wy też jesteście cudowne dziewczyny!), a ja pranie do lodówki włożyłam. Pewnie nic wielkiego, ale niosłam je zarzucone na ramieniu, a jak je znalazłam w lodówce, było w kosteczkę złożone..
Buziaki Wielka Zakręcona:)
Czytałam czasami Twój blog ale nic nie kometując. Postanowiłam ,że się odezwę.Nurtuje mnie Twoja praca,doczytałam,że zmieniłaś ją . Chyba nie jest zbyt absorbująca,jeśli masz czas w pracy na głębokie przemyślenia i robienie zapisków na blogu, choć zauważyłam,że już nie tak często jak w starej pracy.W sumie to Ci zazdroszczę,fajnie masz, ja często nie mam czasu zjeść ani napić się w pracy.
OdpowiedzUsuńMoja nowa praca jest bardzo absorbująca. Jednak przyjeżdzam do niej pół godziny przed czasem i to jest moje pół godziny.Przedtem, owszem..miałam wszystko tak poukładane,że i czas miałam. W nowej pracy to kwestia czasu...
OdpowiedzUsuńrozumiem...ja tez przychodzę do pracy wcześniej i wychodzę później i zawsze mam poczucie jak ja to mówię "źle spełnionego obowiązku",bo robota nigdy się nie kończy...muszę popracować nad sobą..pa!
OdpowiedzUsuń