Na zakończenie powiem jeszcze,że byliśmy w schronisku na końcu świata w Łupkowie.
Czy jest tam koniec świata? Owszem.
Podobno w Polsce są 53 końce świata. Tak mówili w radio.
Schronisko to stara drewniana chata. W środku jest piec kaflowy, brak prądu i bieżącej wody.Wychodek jest na zewnątrz.
To miała być taka atrakcja na zakończenie pobytu w Bieszczadach.I była.
W Bieszczady jeszcze wrócę, bo dla takich zachodów słońca warto.
...bo nie byliśmy w kultowej knajpie SIEKIEREZADA , gdzie zbiera się bohema bieszczadzka.
...bo nie widzieliśmy wypału drewna drzewnego.
Wiele nie widzieliśmy.
O Bieszczadach można by opowiadać godzinami.Pięknie, wspaniali ludzie,piękne trasy.
Zazdroszczę! Też czekam na powrót w Bieszczady. W tym roku się nie udało...może przyszły:)
OdpowiedzUsuńpradu nie ma,kibla nie ma to moze kupa dzieci byla?? no cos nocami przeciez trzeba robic ;)
OdpowiedzUsuńWitam Kasiu po powrocie z wakacyjnych wojaży z moją wnuczką. Widzę, że i Ty już wróciłaś - och, Bieszczady, Bieszczady! Piękny zakątek Polski, choć trochę dziki ale swój urok ma - byłam tam parę lat temu. Już jestem sama i mam trochę czasu na odwiedzanie saloników moich blogowych przyjaciół - poczytam więc Twoje zaległe posty, bo widzę, że pięknie o Bieszczadach piszesz. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuń