Miałam szczęście wychowywać się w małej mieścinie w Beskidach.
Moja wolność ograniczona była tylko nakazami rodzicielskimi. Jakieś zasady musiały obowiązywać.
Całe miasteczko było moim domem. I tak jak pisała Jaszczurka, wychowywali nas często różni ludzie, jednak nikt dzieci nie krzywdził. Było bezpiecznie.
Porą zimową, gdy tylko wracałam ze szkoły, wkładałam gruby sweter i szłam oddawać się rozpuście zimowych szaleństw.
W tej dziedzinie też były rzeczy niedozwolone.Kto by się tym przejmował.
No więc jeździliśmy na sankach po halach, bo przecież nie można po trasach wyznaczonych.Hale były często zakończone uskokiem (coś jak tarasy w Chinach).Więc jazda na sankach, była nie małym wyzwaniem. Do skutku.
Pewnego dnia tak mną dupnęło z ostatniej hali na ulicę,że chyba uszkodziłam kość ogonową. Ból niemiłosierny. Bolało parę lat. Matka o niczym nie wiedziała, bo było by trzepanie spodni.
Jazda na sankach nie mogła odbywać się w bezpiecznych warunkach...zawsze wynalazło się jakiś ciekawy zjazd. I tak chodziliśmy na szlak, który biegł równolegle do górskiego potoku. To była jazda. Tak kierować , by nie wpaść do wody.Oczywiście trzeba było jeszcze być specem od wyścigów.
Sporty zimowe umiłowałam sobie. Często jeździłam na łyżwach. Lodowisko dla dzieciarni robił pan palacz z kotłowni w ramach dobrego serca, ale to my potem musieliśmy o nie dbać.
Zanim jednak pan palacz zrobił lodowisko, bez zezwolenia rodziców chodziliśmy jeździć na rzekę.
Bystra, górska rzeka.Skawa. Jakiż człowiek był durny....Nie pamiętam wprawdzie by ktoś się utopił, ale jednak...
W dziedzinie sportów zimowych moi rodziciele, nie bardzo byli w stanie mnie kontrolować, bo kto by szedł w mróz i szukał dzieciaka wśród takiej zgrai dzieci i na tylu górkach? Nie mieliśmy smyczy zwanej komórką. I chwała Bogu.
Potem w liceum...było nie lepiej.Też chodziliśmy na sanki.Też szukaliśmy jak najbardziej ciekawych zjazdów i jak najbardziej ekstremalnych.
I tak właśnie zjeżdżałam z koleżanką z malowniczo położonego stoku Makowskiej Góry, gdy nasz droga zjazdu gwałtownie skręciła a na zakręcie stała Syrenka.
Przychrzaniłyśmy tak mocno,że aż mi się w głowie zakręciło. Dostałam opieprz od koleżanki,że mówiłam,że umie dobrze kierować sankami.Przecież umie....
Szybko odjechałyśmy z miejsca przestępstwa.Bardzo szybko. Tak szybko,że nie wyrobiłam na kolejnym zakręcie. Wylądowałyśmy w śniegu na miedzy z sankami na plecach i brakiem oddechu.Myślałam,że umarłam.
Potrwało zanim się zebrałyśmy.
Koleżanka więcej już ze mną nie chciała jeździć na sankach.
Często z takich eskapad wracałam do domu zamarznięta. Dosłownie.
By odsznurować buty, musiały sznurówki odtajeć, by zdjąć spodnie trzeba było poczekać,aż zmiękną, a rękawiczki....
Jesteś wspaniała! Tak mało dzisiaj młodych będzie mogło pochwalić się takimi wyczynami. I prawda to co piszesz - jakoś przeżywali! Ja też na lodowisku dzikim na fosie miejskiej jak wyrżnęłam na tyłku to potem nijak w ławce nie mogłam siedzieć. tak samo chyba wtedy uszkodziłam kość ogonową i tak samo WSTYD! boże, jaki człowiek czasami głupi bywał..... no ale jeździłam na łyżwach! Mama by mi nie pozwoliła bo bardzo na mnie uważała, trzeba było z domu się wymknąć po ciemku :))))
OdpowiedzUsuńJestesmy chyba ostanimi pokoleniami, ktore mialy dziecinstwo:) Smutne to, ale tutaj dzieci w wieku 3 lat ida do "szkoly". I co najgorsze w tych szkolach ich ucza, owszem sa zabawy, ale jest tez nauka!!! Straszne, ze dzieci nie moga byc dziecmi.
OdpowiedzUsuńJa też w dzieciństwie jeździłem na sankach i grałem w piłkę. Zgadzam się z Wami, dzieci teraz nie mogą być dziećmi. Ciągle nam się powtarza, że dzieci trzeba edukować od najmłodszych lat. W szkołach jest bardzo dużo przedmiotów i wszystko bazuje (niestety) na sprawdzaniu wiadomości za pomocą testów. Nie wydaje Wam się, że poziom nauki w polskich (oraz europejskich) szkołach z roku na rok jest coraz niższy, a młodzież okazuje coraz mniejsze zainteresowanie Nauką, Tradycją, czytaniem książek itp.?
OdpowiedzUsuńhahhahahahahaha,boze jak to dobrze ze bylyto takie a nie inne czasy bo co teraz bys wspominala,ze siedzialas przed komuterem i jakis chlopak nawijal ci makaron na uszy albo ze jakis zbok cie nagabywal,oj z tym sniegiem to mam tez niezle wspomnienia,boze jakie to teraz wszystko wydaje sie piekne ;) ;) ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się dzieci dziś nie mają dzieciństwa. Trochę w tym i naszej winy, bo martwimy się o nie.A wyścig szczurów zaczyna się już w przedszkolu. Chore czasy przyszły.My mamy takie głupie wspomnienia a nasze dzieci juz nie. Nam niewiele było potrzebne do zabawy.Wiem, świat idzie na przód.Wiem.Żyję.Nie chcę się zakopywać we wspomnieniach, ale chyba warto je jednak mieć.
OdpowiedzUsuńKasiu świetne wspomnienia z dzieciństwa - zimowe wyczyny, to też moja specjalność:) Przypomniała mi się zima kiedy pod choinkę dostałam łyżwy...tylko szkopuł był w tym, że nie miałam z kim jeździć:) Żadna z moich szkolnych i podwórkowych koleżanek nie miała łyżew, tylko chłopcy mieli, takie przykręcane do butów:)))Po niewykorzystaniu ich w zimie, mama oddała mojemu kuzynowi i tak się skończyła zabawa w jazdę na łyżwach. Za to sanki, to było czyste szaleństwo i nie raz wracałam do domu zamarznięta na bałwanka:))) Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałem się tematyką zdrowotną jakieś 4 lata temu. Walczyłem wówczas z trądzikiem. Prędzej przez dwa lata odwiedzałem różnym dermatologów ale niestety każdy z nich przepisywał mi tylko antybiotyki (najczęściej Terarysal). Od nadmiaru leków bolała mnie wątroba, a kiedy przestawałem je brać krosty wracały. Niestety żaden z "uczonych" medyków nie raczył mnie uświadomić jak ważne jest to co jem i piję!
Pewnego razu wpadła mi w ręce książka prof. Tombaka, "Jak żyć długo i zdrowo". Pamiętam, że czytałem ją z zapartym tchem. Stopniowo zacząłem zmieniać swoje życie i swoją dietę. Odrzuciłem wszystkie leki (nawet witaminy z apteki), zacząłem czytać skład kupowanych produktów i wybierałem te bez konserwantów. Przestałem pić słodkie soki z kartoników oraz napoje gazowane. Odstawiłem chipsy, batoniki i inne słodycze, które zastąpiłem gorzką czekoladą i suszonymi owocami ze sklepu z ekologiczną żywnością.
To tylko kilka z wielu zmian, które uwolniły mnie od tradziku, dolegliwości trawiennych i kilku innych dolegliwości. Od tamtej pory jestem szczęśliwy, często czytam publikacje poświęcone zdrowiu, które jest naszą najwyższa wartością :)
Jeśli chcesz wiedzieć więcej to zachęcam do odwiedzania mojego bloga.
Swój wywód zakończę znaną maksymą starożytnych medyków: "Zdrowie może być dla Ciebie niczym ale pamiętaj, że wszystko jest niczym bez zdrowia".