Ja, jako człowiek zdepresjonowany często zaglądam w głąb siebie w ramach autoterapii behawioralno-poznawczej.
I cóż ja tam znajduję?
Lęki, strachy, nieśmiałość, ukryte wspomnienia i chleb ze śmietaną.Pamiętam durne wierszyki, rymowanki i dziwne myśli.
Przypominam sobie ludzi, których zapomniałam, zdarzenia o których nie miałam pojęcia.
Są to fotografie, często czarno-białe, czasem jest to filmik video taki,jaki podobno widzą ludzie umierający.
Ja chyba nie umieram? Czasem wydaje mi się ,że tak.
No więc jestem jak odkrywca z Discovery.I tu moja pierś się pręży. Jestem odkrywcą...
Zaglądając w siebie odkryłam...słowa.
Odkąd chodzę na kurs księgowości i przebywam wśród ludzi, moje słownictwo staje się coraz bogatsze.
Nawet w myślach zaczynam używać trudnych słów (na razie pojedynczych), choć słowo "celebrytka" musiałam sprawdzić w google.
Jakie jest moje słownictwo? Bogate, coraz bogatsze. Rozpiętość: od żulowskiego po para inteligenckie.
Potrafię kląć jak szewc i komponować odpowiednie wiązanki a za chwilę moim para inteligenckim językiem z wykładów o rynku pracy, napiszę maila do siostry by ją wesprzeć w trudnym czasie, po utracie pracy.
W myślach układam piękne, złożone zdania, by za chwilę wystękać do kogoś lakoniczną odpowiedź na wcześniej zadane pytanie.
Po pełnych wzlotów myślach o swojej mądrości schodzę na ziemię i idę do durnej pracy, mało opłacanej i bez ambicji.