Kiedyś podczas wizyty u lekarki, okazało się,że jestem anorektyczno-bulimiczna.
Wyśmiałam babkę:
-Niech Pani na mnie patrzy: 80 kg żywej wagi.Ja anorektyczna?
Wydawało mi się to niedorzeczne.Śmiałam się z tego, ale jak to ja mam w życiu:szybciej gadam jak myślę, aż nagle włączyło mi się myślenie.(To jest taki nagły przebłysk intelektualny i muszę z niego szybko korzystać zanim zgaśnie.)
A jak coś w tym jest? Przecież te choroby zaczynają się w głowie.A z moją głową nie jest tak w 100% w porządku.
No i myślę:
-Jak mam "stresa" to nie jem.Nie jem długi czas. Nie czuję głodu a jedzenie jest obrzydliwe. Potem mija ....i nachodzi mnie żarłoczność. Zjadłabym wtedy wszystko co żywe i martwe, co miękkie i chrupiące, co smażone i gotowane.Pilnuję się by tego nie zrobić, ale czasem sobie nawrzucam do brzuszka takich różnych różności...Potem mam wyrzuty sumienia.Ogromne jak wrzody.
Postanawiam wtedy poprawę, że niby nie będę jadła, muszę się odchudzać.
Najdłużej wytrzymałam w takim postanowieniu 2 lata, bo zdeterminowała mnie wtedy moja tusza.
Dziś...sobie mówię,że kochanego ciała nigdy dosyć, że nie wiem od czego tyję, przecież nie jem,że odżywiam się zdrowo a tyję. To na pewno genetyka jest winna. Szukam winnych poza sobą.
Tak naprawdę kocham jedzonko.Jak zrezygnować z czegoś co kocham?
5 komentarzy:
Jedzenie to jedna z największych przyjemności na świecie ;)
Uwielbiam dobre żarcie ;D
Witaj w klubie. I lubię wymyślać nowe zarcie...
Hehehe! To co ja mam powiedzieć??
Ważę 44 kg. Większość ludzi posądza mnie o anoreksję, bulimię, umartwianie się, ascezę...
A tu dupa! Ja taka jestem i już ;-)
Jeść lubię. Zwłaszcza słodycze :-D
jesc nie lubie i gdybym mogla to bym w ogolenie jadla,waga 54 ale niestety jak nie zjem a czuje ze mnie glod lapie to mnie lapie "derilka"
Kasiu masz rację - tusza to sprawa genetyki. Natomiast zastanawiającą rzeczą jest rozpoznanie, jakby sprzecznych ze sobą, chorób. Tu sobie sama odpowiedziałaś - nie jesz kiedy się stresujesz a potem opychasz się do "balonika" - a to wszystko w psychice tkwi. Widzisz na mnie nie działają "siły zewnętrzne", żaden stres ani radość - jem, bo lubię. Tylko kiedy miałam naście i dzieścia lat, to wyglądałam jak patyk a jadłam sporo i nic. Zaczęłam tyć po 40-tce i nie pomagały żadne diety, ograniczanie potraw tłustych, słodyczy. Potem doszłam do wniosku, że widocznie taka moja uroda i dałam sobie spokój - teraz od lat mam taką samą wagę i jestem zwyczajnie pulchna. Cała rodzina mojej mamy była, jak pamiętam, grubiutka i wcale się tym nie martwili i dożywali sędziwego wieku. Pozdrawiam Cię cieplutko i z uśmiechem.
Prześlij komentarz