


Pozazdrościłam Daisy i też chciałam się pochwalić swoimi wypadami krajoznawczymi.Mam ich trochę w zanadrzu.
Lubię wędrówki. Przedstawiam więc królową Beskidów - Babią Górę. Kiedyś (20 lat temu) wchodziłam tam bez trudu. Obecnie wybraliśmy niby najlżejszy szlak a i tak po 100 m pod górę chciałam wracać, po 200 m miałam pierwszy zawał. Bratałam się z drzewami, obejmując je, i rzucałam się każdą ławeczkę po drodze. Minęła mnie grupa gimnazjalistów (jedna dziewczyna płakała,że nie da rady a ja nie płakałam), minęła mnie grupa z przedszkola. Mój mąż wybuchnął śmiechem jak podopieczni zakładu geriatrycznego też nas wyprzedzili.
Czytałam gdzieś,że niektórzy twierdzą, że piwo, sporty ekstremalne itp. są lepsze od sexu.
Dostarczają adrenaliny, która uzależnia.Podnieca.
Dlaczego o tym piszę? Bo całą drogę na Babią zastanawiałam się po co się drapie tam, gdzie mnie nie swędzi.
Po jaką cholerę tam lezę? Po co mi to? Po co mi te 2 zawały i 3 wylewy?
Bo gdy zdobędziesz szczyt to czujesz przyjemne uczucie podniecenia, serce już nie wali jak oszalałe z wysiłku, tylko z podniecenia. Widok wynagradza wszystko. Człowiek ma uczucie wielkiego szczęścia. Endorfiny działają.
Po czasie moja córka mi się przyznała,że po drodze też myślała: po co tam idziemy?
Gdy zdobyła szczyt już wiedziała po co i zakochała się w górach.