wtorek, 22 grudnia 2009

Zmiany z Nowym Rokiem.

No i skończyło się. Na własne życzenie. Miałam sobie w pracy caffe internet a teraz....od Nowego Roku zmieniam pracę. Nie będzie juz tak leniwie. Nowe miejsce, nowi ludzie, nowa praca.Stres.
Po 13 latach w końcu uciekam stąd. Jakby mi dobrze płacili to pewnie bym dalej tu siedziała, bo mi dobrze było...:-) Oni mi nie płacili, ja nie robiłam. Teraz to się zmieni.No i będę dojeżdżała...Tak więc będę poza domem 12h. Wracam nareszcie do zawodu księgowej. Mam nadzieję,że będzie dobrze. Nowy Roki-idzie nowe. Życzcie mi szczęścia.

niedziela, 20 grudnia 2009

Wesołych Świąt.




Magia świąt to dziecięca wiara w Świętego Mikołaja, spokojna rozmowa z bliskimi przy kominku, rozleniwiony telefon, zaspany budzik i śnieg, który nie jest utrapieniem.

Magicznych Świąt Bożego Narodzenia wszystkim znajomym i nieznajomym, którzy zaszczycają mnie swoją obecnością życzę ja.

sobota, 19 grudnia 2009

Zima.

Dziś rano (godz. 5.10) śnieg posypany był diamentami. Skrzyły się pięknie na śniegu w świetle latarni. Prosiły się by je pozbierać.

Jednak nie mam czym. Wczoraj poszłam na targ (Wolbromskie Złote Tarasy) i najpierw zamarzły a potem odpadły mi wszystkie członki. Mój wielki nos też. Tym sposobem minęła mnie jedna operacja plastyczna.

Tragiczny to widok jak członki odpadają.Stałam w kącie i tajałam a one pstryk, pstryk...i odpadły.

Muszę stwierdzić,że jestem nieodporna na zimno. Człowiek już odwykł od zimna a i odzież ( w tym buty) też są inne. Gorsze.
Kiedyś przy 25 stopniowym mrozie darłam na Babią Górę a dziś...
Jeszcze trochę, byle do emerytury a potem Kanary jak obiecywały OFE.

piątek, 18 grudnia 2009

Praca uszlachetnia, lenistwo uszczęśliwia.

Udają,że mi płacą, ja udaję,że pracuję.

I tak:

6.00 - 6,45 Kawa. W międzyczasie przegląd zaprzyjaźnionych blogów, przegląd poczty.
6.45 - 7.30 Mycie szklanki. Przeglądanie zaprzyjaźnionych blogów,przegląd prasy.
7.30 - 8.30 Telefon.Zbycie ew.petentów i ludzi roszczących sobie prawo do nacisków
na mnie.
8.30 - 8.45 Śniadanie.
8.45 -10.30 Przegląd prasy i portali.Próba podjęcia pracy skończona niepowodzeniem.
10.30-11.30 Kawa.
11.30-12.30 Kolejna próba podjęcia pracy. Tym razem zakończona sukcesem.
12.30-14.00 Oczekiwanie na fajrant.Zbywanie ew.petentów.Plotki z koleżanką, kolegą,
szefową.

Oświadczam,że nie pracuję w Caffe internet. :-)

W ramach akcji szefostwa przeprowadzonej pod kątem zwolnień mieliśmy wypisać co robimy, czym się zajmujemy.Uzbierało się tego 2 strony A4.Nieprawdopodobne?

Ja to nazywam dobrą organizacją pracy.

czwartek, 17 grudnia 2009

Odruch Pawłowa.

Niedawno córka wspomniała, że mój widok wywołuje u niej odruch Pawłowa.Zaczyna się ślinić.
Kojarzę się jej z jedzeniem.

środa, 16 grudnia 2009

Jeszcze o manipulacji.

Jeszcze o manipulacji, by temat był wyczerpany.
Obiecuję,że to już ostatni raz.

Wszyscy niestety znamy różne formy manipulacji, posługujemy się nimi i spotykamy je przez cały czas, czasem nie zdając sobie z tego sprawy. Czasem robimy to bez słów, bardzo dobrze znamy znaczące westchnienia i wymowne spojrzenia. Zwykły foch, zarzucenie kitą to już manipulacja.

Manipulacja przekształca się w szantaż emocjonalny, kiedy jest stosowana wielokrotnie, by zmusić nas do poddania się żądaniom szantażysty kosztem naszych pragnień i naszego dobra.

A teraz typy szantażystów:

"Prokurator"
Każdy przejaw oporu natychmiast wywołuje w nim złość. Może wyrażać ją agresywnie, poprzez bezpośrednie groźby - to tzw. "aktywny prokurator", natomiast "prokurator bierny" - uparcie milczy. Gotowi jesteśmy zrobić wszystko, by przerwać to milczenie. "Powiedz coś!", "Krzycz na mnie, wszystko jest lepsze niż ta cisza!" - im bardziej się staramy, tym bardziej on się wycofuje i zacina.

"Prokurator" pragnie związku, w którym to on rządzi. Cokolwiek czujesz, jakiekolwiek są twoje potrzeby, on je lekceważy. Szczerze wierzy w słuszność tego, co robi, oraz w to, że ma prawo do realizowania swoich pragnień.

"Jeśli spróbujesz się ze mną rozwieść, to nigdy już nie zobaczysz dzieci!"
"Jeśli nie przyjmiesz tych godzin nadliczbowych, to możesz zapomnieć o awansie!"

Szantażysta grozi: porzuceniem, emocjonalnym odcięciem się, odmową dostarczania pieniędzy, rosnącą złością,groźbą uczynienia nam fizycznej krzywdy.
Staramy się manewrować tak, aby uniknąć kary, którą chcą nam wymierzyć, zaczynamy kłamać, ukrywamy pewne fakty, oszukujemy - by zachować pozory posłuszeństwa.

"Biczownik"
Przypomina trochę małe dziecko, które awanturując się mówi: "Jeśli nie pozwolisz mi obejrzeć filmu, to przestanę oddychać i umrę".
Informują nas, że jeśli nie zrobimy tego, czego chcą, to będą smutni i może nawet nie będą mogli normalnie funkcjonować. Podkreślają, co sobie zrobią, jeśli nie uda im się dopiąć swego.
Jesteśmy tymi, którzy mają biec do nich, kiedy płaczą - aby ich uspokoić. Gdy są smutni - mamy dowiedzieć się, co jest przyczyną ich niezadowolenia, i naprawić wyrządzone zło.
Ostateczną groźbą, jaką mogą wysunąć, jest sugerowanie, że popełnią samobójstwo. Groźba ta może być stosowana regularnie (ale nigdy nie można jej lekceważyć) przez szantażystę, który orientuje się, że odnosi ona najlepszy skutek.

"Cierpiętnik"
Oni wychodzą z założenia, że jeśli źle się czują, są chorzy, nieszczęśliwi, to jest tylko jedno rozwiązanie: my mamy dać im to, czego chcą - nawet jeśli nie mówią nam, co to jest. Dają nam wyraźnie do zrozumienia, że jeśli nie zrobimy tego, czego od nas oczekują, to będą cierpieć i to z naszej winy.
"Cierpiętnicy" są niezwykle zaabsorbowani swoim samopoczuciem, a naszą nieumiejętność czytania w ich myślach uważają za dowód, że nie dość nam na nich zależy. Bo gdybyś naprawdę ich kochał, potrafiłbyś bez słów odgadnąć, co ich martwi. Opanowali do perfekcji grę "Zgadnij, co mi zrobiłeś". Przygnębieni, milczący, często ze łzami w oczach wycofują się, kiedy nie realizujemy ich pragnień.
Znasz taką sytuację? Głębokie westchnienie, a kiedy pytasz: "co się stało?", rzuca ci przepełnione bólem spojrzenie i mówi: "Nic".
"Cierpiętnicy" mogą z pozoru wydawać się słabi, ale tak naprawdę są "skromniejszą" odmianą tyranów. Może nie krzyczą i nie robią scen, ale ich zachowanie rani, zaskakuje i złości. Skutecznie odwołują się do naszych uczuć opiekuńczych. Problem polega na tym, że jeśli pomożemy im "ten jeden jedyny raz", to z pewnością wrócą po więcej.

"Kusiciel"
Ci są najbardziej subtelni. Obiecują miłość, pieniądze, karierę i dają do zrozumienia, że jeśli nie będziemy zachowywać się zgodnie z ich wolą, to nie otrzymamy nagrody. Nasze pragnienie otrzymania tego, co zostało obiecane, może być tak silne, że wielokrotnie musi spotkać nas rozczarowanie, zanim zdamy sobie sprawę, że jesteśmy emocjonalnie szantażowani. Watro pamiętać, że "kusiciele" nigdy nie dają nic za darmo.

Rozpoznawanie szantażystów emocjonalnych może być bolesne i przykre. Są to na ogół ludzie, którzy zajmują ważne miejsce w naszym życiu.
Ciekawa jestem, czy potrafisz już skojarzyć osobę ze swojego otoczenia uprawiającą określony typ szantażu. A może wiesz już, jakim typem szantażysty ty jesteś?

Ja osobiście mam coś z każdego typu. :-)

wtorek, 15 grudnia 2009

Szantaż emocjonalny.

Dlaczego niektórzy ludzie są mniej odporni na emocjonalny szantaż, a inni potrafią bez trudu go odeprzeć?

Ja należę, niestety do tych co ulegają.
A podobno odpowiedź leży w nas samych, w naszych wrażliwych miejscach. Te wrażliwe miejsca to nasze nie dokończone psychologiczne sprawy- nagromadzone żale, poczucie winy, niepewność, podatność na zranienia. To nasze czułe miejsca.

Dlaczego o tym piszę, bo ostatnio padłam ofiarą takiego szantażu.Bardzo bolesnego.Trafił w samo serce.
Dopuściłam szantażystę do siebie i pozwoliłam na zadanie ciosu.

Czy kiedy spotykasz się z presja wywierana przez szantażystę:

Nieustannie wyrzucasz sobie ze ulegasz jego zadaniom?
Często jesteś sfrustrowany i rozżalony?
Czujesz się winny i uważasz ze będziesz złym człowiekiem, jeśli nie ustąpisz?
Boisz się ze związek się rozpadnie, jeśli nie ustąpisz?
Stajesz się jedyna osoba, do której szantażysta się zwraca, gdy przezywa kryzys, chociaż są inni, którzy mogliby mu pomoc?
Uważasz ze zobowiązania, jakie masz wobec niego, są większe niż te, które masz wobec siebie?

Jeśli odpowiedziałeś (odpowiedziałaś)TAK choćby na jedno z tych pytań to znaczy ze Twoja reakcja na presje pomaga wytworzyć idealny klimat dla szantażysty.
Odpowiedziałam TAK na co najmniej dwa punkty.I padłam ofiarą. I czuję się źle.

Cechy osoby podatnej:

Nadmierna potrzeba aprobaty
Głęboki lęk przed złością
Potrzeba spokoju za wszelka cenę
Tendencja do przyjmowania zbyt wielkiej odpowiedzialności za życie innych ludzi
Duże wątpliwości do własnej osoby

To tak jakby o mnie.

Najgorsze jest to,że jako ofiara czuję się źle, nie potrafię temu przeciwdziałać.
Czy potępiam osobę, która mnie zaatakowała?
Tak.Czuję złość a właśnie złości chciałam unikać. Nie potrzebuję jej, nie potrzebuję niezgody.

Uważam się odpowiedzialną za każdy problem, który się zdarza w moim życiu czy w życiu innych osób, nawet, jeśli nie miało to nic wspólnego z powstaniem tego problemu.
Szantażyści,podtrzymują w nas to przekonanie. Tak naprawdę, to żądają byśmy, czuli się odpowiedzialni za wszystko, co się dzieje. Jeśli oni są niezadowoleni to my mamy problem.

Szantażyści przedstawiają ofiarom oskarżenia, obwiniając ich o wszystko.

Niekiedy ofiara sama zmierza do sytuacji zbiorowej odpowiedzialności. Jest to tzw. Syndrom Atlasa. Ludzie z tym syndromem wierzą, że sami musza rozwiązać każdy problem, stawiając własne potrzeby na samym końcu. Podobnie jak Atlas, który dźwigał ziemie na ramionach, obciążając się odpowiedzialnością za to, co czują i robią wszyscy ludzie, maja nadzieje, że w ten sposób odpokutują za własne i cudze grzechy z przeszłości i przyszłości.

piątek, 11 grudnia 2009

Myśli swobodne. O niczym.

Nie posiadam takiego daru jak asertywność.Wywiązała się więc na ten temat rozmowa między mną a moją córką. A że rozmowa jak to rozmowa lubi płynąć swoim tokiem, to i nam się popłynęło w meandry kłamstwa.
Tak to wyglądało:

Ja: Jak odmawiać nie urażając przy tym danej osoby?
Ona: Ja odmawiam, ale daje wskazówki jak daną rzecz zrobić samemu. Wiesz: "nie zrobie tego, bo niestety nie mam czasu, ale wystarczy że zrobisz tak i tak, i bedzie dobrze".
Ja: A jak Ci idzie szukanie wymówek?
Ona: Ja mam cala ksiazkę wymówek pt."1000 wymówek na każdą okazję"- od pogrzebu, przez lekarza, utrate glosu, wypadek, skręcenie kostki, brak internetu, uszkodzona komórka...
Ja: Ale one są naiwne, jak u uczniaka!
Ona: wszystko zalezy od tego jak to komuś wmówisz. Ja już tak doskonale kłamię, że ludzie mi wierzą, np. że bliznę na rece mam od urgyzienia małego przybrzeżnego rekina (do wiadomości: blizna pooperacyjna,po złamaniu ręki z przemieszczeniem). Jak byłam na wakacjach to mnie ugryzł.
Kiedyś na poczekaniu to wymyśliłam, bo mi sie nudziło i pomyslalam sobie, że opowiem o rekinie.I uwierzyli. Do tej pory tak myślą.
Jak się dobrze kłamie to można najbardziej nienormalną bajkę wcisnąć.Rekin to bylo najbardziej nieprawodpodobne zwierzę, a i tak uwierzyli.
Ja: A gdzie byłaś na wakacjach?
Ona: Jak to gdzie, przecież mamy rodzine na Florydzie (do wiadomości: nie mamy). Nie wiedziałaś?
Ja: Nie.
Ona: Wiem, że tam nie ma rekinów, ale się wtedy pojawiły.Taki mały przybrzeżny.Wiesz na płyciznach pływają takie. Przyczepił się do mojego łokcia jak się bawiłam w wodzie, wgryzł w skórę i nie dalo się go odciagnąć.Od razu szpital, uwalnianie.
Ja: A komu te bzdury opowiadałaś?
Ona: Kolegom ze studiów. A wiesz jak złamałam nos? bo mam krzywy(do wiadomości: krzywa przegroda). Ktoś się mnie pytał.
Otórz jeździłam sobie na nartach, i była choinka, jedna sztuka i zaraz ogrodzenie stoku i chciałam pomiedzy tym przejechać i nie udało się.
Ja: Nie mów że opowiadasz takie bzdury.
Ona: Uderzyłam w choinkę z cała siłą, twarzą i złamałam nos i mam nawet blizne na brodzie (blizna zdobyta podczas walki z drzwiami)
Ja: I nie zabiłaś się?
Ona: Nie, ale był helikopter i co najlepsze, to na Gubałówce było.Helikopter później dołożyłam, bo chcialam żeby to było absurdalnie wręcz. A ludziska i tak wierzą.
Ja: A może mają Cię za wariatkę?
Ona: Chyba nie.Słuchają z zapartym tchem. Dobra jestem w opowiadaniu głupich historii, bo wiesz że ja głośno mówię i intonuje zdania. Historia jest szybka, krótka, zwięzła i jest akcja.Ludzie to lubią.

Wnioski: Moja córka ma bujną fantazję. Moja córka jest notorycznym kłamcą.Moja córka jest socjopatą. Źle wychowałam? Odziedziczyła? Łatwiej zwalić na dziedziczenie.

Ja zawsze w opowiastach koloryzowałam, mam to do dziś i jak coś opowiadam i dodaję opowiadaniu barw . Mój mąż często szeroko otwiera oczy , słuchając jak coś opowiadam znajomym ( zna przeważnie z autopsji owo zdarzenie przed ubarwieniem) ,ale się nie odzywa. A ja opowiadam historyjkę, lekko ubarwiam by było ciekawej a potem już ta moja wersja jest jedyną, słuszną i obowiazującą. Nudnych historii nikt nie chce słuchać.

Odziedziczyła!

czwartek, 10 grudnia 2009

Myśli świąteczne.


Od kilku miesięcy (lat?) chodzę głębokimi dolinami. Ostatnio bardzo głębokimi. Postanowiłam dziś trochę podrapać się w górę. Jak daleko się wdrapie , nie wiem. Może nie za wysoko (coby mania mnie nie dopadła), bo potem upadek jest bolesny.
Wiele zależy od mojego Osobistego wspieracza, czy poda mi dziś dłoń.

Zły czas nadszedł,bo w złym klimacie mieszkamy i ludzisków dookoła mnie też dopadają doły. Tymczasowe doły. Ze mną to jest tak,że mam je ciągle tylko czasem słońce świeci. Dlatego wyjadę kiedyś do ciepłych i słonecznych krajów na zawsze. Postanowione.

Przygotowujemy się do Świąt w stopniu większym lub mniejszym. Ja w mniejszym.
I tak sobie zaczęłam wspominać Mikołaja i Święta z zamierzchłych czasów gdy byłam mała lub średnio mała.


Mikołaj z tamtych czasów (lata 70-te)nie miał wielkiego brzucha jak na butelkach znanego napoju, był podobny do wujka i nawet nosił pod kiecką podobne ubrania do wujkowych a czasem do tatowych.

Wcale nie przyjeżdżał saniami zaprzężonymi w renifery tylko Syreną (wynik prywatnego śledztwa) a w jednym roku na motorze.Wtedy to bardzo zmarzł i tata musiał go rozgrzewać jakąś wódeczką.
Przynosił nam-dzieciom prezenty i wręczał uroczyście wypytując przy tym, czy byliśmy grzeczni, czy znamy pacierz, czy potrafimy śpiewać.

Prezenty wręczone, Mikołaj pokrzepiony. Teraz się zaczynało. Rozpakowywanie i zabawa do nocy nowymi nabytkami.

Nasze wymagania co do prezentów były dużo niższe niż dzisiejszych dzieciaków ale to pewnie znak czasów w jakich żyjemy.Wtedy nie było komputerów a i kalkulator nie był jeszcze w powszechnym użyciu.


Był to jakiś zaczarowany czas. Na choince wisiały cukierki, orzechy i jabłka (oprócz ozdóbek). Większość ozdóbek robiły dzieci bądź w szkole bądź w domu.
Choinka mieniła się kolorami i zapachami, za oknem pełno śniegu i wciąż dosypywał nowy.Śnieg tłumił wszelkie ewentualne hałasy. Dookoła panowała cisza.
Nadobna,świąteczna cisza.

środa, 9 grudnia 2009

Pierniczenie.






Wzięło mnie na świąteczne pierniki, takie na choinkę. Naoglądałam się tego na blogach i dałam się zarazić.
Samo pieczenie to pestka.Mąż się śmiał,że bawię się foremkami jak dziecko. Miałam radochę.

Przy malowaniu zaczęły się schody.
Z córką miałyśmy ubaw. Umalowałyśmy się po pachy, do tego kuchnię a ciastka wyszły kijowo.
Okazuje się,że nie takie łatwe ozdobić ciacha.A to ręka drży (brak alkoholu?), a to talentu brak i wyobraźni

Paradoksem jest to,że nie lubimy pierników.

wtorek, 8 grudnia 2009

Adwent.






Nadszedł czas Adwentu czyli czas wyciszenia, radosnego oczekiwania (a nie wolno balować?) i niejako zadumy.
No i ja sie zadumałam.

Oglądając film MC2 naszły mnie wspomnienia. Wspomnienia dyskotek lat 80-tych. Nie wiem w którym roku była moja pierwsza, ale pamiętam klimat...
Dyskoteka to zawsze było wydarzenie.
Organizowane w OSP w mojej mieścinie lub ościennych wioskach, czasem w MDK.

Dyskoteka lat 80-ych to przede wszystkim klimat i ceremonia. W domu już przygotowania od popołudnia . Stawianie włosów na cukier, czyste ciuchy i lustro. Na dyskotekę trzeba było być wyglanzowanym. Nawet punki przychodziły czyściutkie, w świeżych fryzurach.

Sprzęt d-dżeja to czasem był tylko magnetofon szpulowy i nie zawsze czterościeżkowy marki Aria - Stereo czasem Kasprzak (juz kasetowy) .

W przerwie paliliśmy, szpanując papierosy marki Dumont ( takie brązowe , długie - kupione za bony w Pewexie) czy Dunhil, robiąc dobre wrażenie na innych. Do dziś pamiętam ekskluzywny zapach tych papierosów.

Muzyka nie odbiegała od tego co było grane w radio, a do rzadkości należały nowości z maxi - singli:
 Kylie Minogue, Jason Donovan, London Boys, Sandra, Samantha Fox,Budka Suflera, Republika,Perfekt, Lombard,Oddział Zamknięty,Rezerwat, Maanam, Dżem...Nie sposób wszystkich wymienić...To były przeboje:) 

Sprzęt oświetlający to zawsze jakieś 3 kolorowe światła błyskające, lampa taka rozbierająca ludzi w białych ubraniach no i lustrzana kula.

Czasem w to wszystko wpadło jakieś winko marki Sangria lub marki Rubinowe (a'la szampan), ale nie miało charakteru totalnego chlejstwa. Tańce? trudno opisać - mało kontaktowe, ale zawsze po trzech szybkich był wolny...

Tak jakoś mi się wspomniało....

piątek, 4 grudnia 2009

Grudniowe doły.


I nastał grudzień...Miesiąc doprowadzający mnie, jak co roku na sam dół dołów.
To czas oczekiwania na najpopularniejsze święto katolickie.
Jedni nazywają je ``Gwiazdką``, inni ``Bożym Narodzeniem``.
Grudniowy czas, to czas prezentów...


Dookoła mnóstwo przytłaczających wystaw sklepowych,świecące girlandy oplatające co się tylko da, dołujące reklamy o wspaniałych prezentach mikołajkowych, które kosztują tak niewiele...
Reklamy kawy, na którą nigdy nie będzie mnie stać i innych dupereli.

Presja jaka jest wywierana na mnie, doprowadza mnie na wielkie pola rozpaczy. Jestem bombardowana tysiącem informacji, reklam i sugestii,ze muszę TO kupić.

Wiem,ze Święta się skomercjalizowały i powoli mało kto będzie wiedział o co w nich chodzi, wiem a jednak czuję się źle.

Wiem,że nie kupię mojej rodzinie prezentów, wiem,że nie będzie na stole 12 potraw (może 3),wiem,że nie upiekę żadnego ciasta...
Z całej świąteczniej aury pozostanie mi jedynie sztuczna choinka wywleczona na tę okazję z piwnicy.

Jak ja nie lubię Świąt!

środa, 2 grudnia 2009

Myśli natrętne.

Pod chlebakiem w kuchni leżą dwa małe okruszki. Takie niepozorne, malutkie, nikomu nie wadzące.
Spoglądam na nie. Okruszki chleba zaczynaja wwiercać się w mój mózg. Najpierw cichutko mówią:
-Musisz wstać i uprzątnąć nas.

W sprzątaniu ich nie było by nic dziwnego , gdyby nie fakt, że walczę z przymusem posprzątania.

Dzis wiem,ze latanie za każdym okruszkiem osobno wykończy mnie fizycznie. Do tego te obrazki na ścianie. Ciagle ktoś je przekrzywia...

Spoglądam na nie kolejny raz, konwersując w miedzyczasie z mężem. Okruszki jakby trochę urosły. Spogladają spod chlebaka. Chyba zakończę te katusze i je sprzątne. Walczę z tym przymusem. Piję kawę. Wiem,ze one tam są. Starają się przyciągnąć moją uwagę. Odwracam głowę. Nie dam się. Łyk kawy.

Spoglądam na podłogę. Dostrzegam 3 kolejne okruszki chleba. No przeginają! Uwzięły się na mnie! Walczę ze sobą. Nie zmiatam ich. Potem i tak będę odkurzała. Wtedy dam im w kość.

Kolejny łyk kawy. Kątem oka spoglądam na okruchy spod chlebaka. Widzę,że jakby znów podrosły. Tego nie ścierpię! Wstaję, łapię za ścierkę i je ścieram z blatu kuchennego.

I tak jest często. Historia zwykle się na tym nie kończy, bo za chwilę dostrzegam kolejne, które plątają się gdzieś koło deski do krojenia. Nigdy nie da się zetrzeć ich wszystkich na raz. Ukrywają sie gdzieś a potem wyłażą...

Wiem, ze to nerwica natręctw.Wiem też ,że w jakimś stopniu dotyka wielu ludzi. Są to uporczywe nawracające myśli oraz przymus wykonania jakiejś czynności .

Jest to męczące. Fizycznie, bo tym sposobem potrafie ciagle coś robić, nmiekoniecznie konstruktywnego.

U mnie to nie jest patologiczne. Potrafię usnąć ze świadomością, że obrazek krzywo wisi albo, że kolejna armia okruchów atakuje.

Podobno najczęstszą jest obsesyjna obawa i konieczność mycia rąk.
Osoby ogarnięte tym rodzajem natręctw myją ręce kilkanaście, kilkadziesiąt, a nawet kilkaset razy dziennie. Często są tak zajęte tą czynnością, że nie są już w stanie nic innego robić. W krańcowych przypadkach myją ręce tak, że skóra na nich jest zniszczona a resztę ciała pozostawiają w brudzie.

Czasem człowiek musi wykonać jakiś gest lub czynność. Zdaje sobie sprawę z bezsensowności takiego postępowania, często się go wstydzi, ale nie może się opanować, ponieważ narastający lękzmusza go do wykonania rytuałów.

Czasem natręctwa polegają na konieczności wypowiedzenia jakiegoś słowa lub zwrotu, kiedy indziej polegają na gwałtownej chęci wymówienia jakiegoś bluźnierstwa .

Natręctwa pojawiają się wbrew woli , budzą sprzeciw a jednocześnie są uznawane za własne. Myślom tym najczęściej towarzyszy uczucie obniżonego nastroju, często ludzie , których nękają już patologiczne natręctwa w celu zmniejszenia lęku uzależnia się od substancji zmniejszających lęk a także od alkoholu.


Często czynności natrętne wiążą się z pewnego rodzaju ceremonią, której przerwanie związane jest z powstaniem silnego lęku i niepokoju.

Tak więc uważajmy na nasze codzienne zwyczaje, przyzwyczajenai i rytuały, by nie stały się przymusem.