poniedziałek, 30 listopada 2009

Luźne myśli.

Samo mi sie coś zrobiło....

-Coś mi tu się zrobiło. Chodź zobacz.
Wstaję i patrzę.
-Nie trzebabyło gołych dup oglądać- komentuję.

-Jak dodać wiersz do tabelki?
-Kliknij prawym przyciskiem myszy.....-tłumaczę.
Wiem,że za tydzień będę tłumaczyła od nowa.

-O! A w tabelce nie da się pisać! Piszę a tu mi głupoty wyskakują.
-Sformatuj komórkę.
-??????
-Kliknij prawym przyciskiem myszy....
Tym razem zapisał sobie w zeszyciku.

Nie jestem znawcą pakietu biurowego, nie czuję się więc upoważniona do udzielania korepetycji.
Do szału doprowadza mnie kolega, który pracuje na komputerze od 10 lat a wciąż pyta o podstawy w typie: Jak skopiować ten plik? A wydrukujesz mi coś z płyty CD bo ja nie umię?

No ja też wszystkiego nie umię. Tak naprawdę mało umię jednak staram się jakoś radzić, kombinować, szukać...
Mój kolega-Informatyk zawsze najpierw odsyła mnie do googla:
-Bo jak sama znajdziesz i postarasz się to się nauczysz.
Jak już było dramatycznie źle-pomagał.

Inny kolega namiętnie wertował strony pornograficzne.
W domu był użytkownikiem internetu przez TP S.A. i jakoś tak było wtedy ,że płacił za transfer.
No i ogladał babeczki w negliżu , a jemu same sie otwierały coraz to nowe strony .Pozmieniały mu ustawienia,że domyślnie startował z tych stron i jeszcze dowaliło mu mnóstwo panienek na kompa,łącznie z pulpitem. Nabiło tez niezły rachunek z TP. S.A.
Oczywiście usuwalność tego jest bardzo skomplikowana i musiał mu zaprzyjaźniony informatyk TO usuwać.

Jego żona swoje uwagi na ten temat też wyraziła .

Jednak to nie uleczyło jego zapędów i kiedyś coś podobnego uczynił w pracy. Nie były to dialery ale popodłaczane stronki i wszędobylskie zdjęcia. Pech chciał, Szefowa zasiadła do jego kompa...włos jej sie zjeżył na głowie.

To skutki (i tak małe) włażnenia na strony dla dorosłych i klikanie wszędzie : yes,yes,yes.....

Dzieci , nawet te 45 letnie powinny mieć założony filtr rodzicielski.

P.S. Z ostatniej chwili:
-Chce kupić piłkarzyki w internecie na Mikołaja dzieciom.
-To kup.
-Ale jak?
-Czytaj dokładnie, słowo po słowie, inaczej się nie da.
-Ale Ty to zrób.
-Nie , ja też muszę czytać jako i Ty, więc czytaj....

Przeczytał , napisał....
-A jak wypisać przelew?

piątek, 27 listopada 2009

Myśli chaotyczne.Bezmózgowie.

Wątpliwości i zniechęcenie każdego "łapie". To cecha ludzi myślących ;-) - to słowa Aty.
Ona natchnęła mnie do napisania tej notki.

Jako ,że żgadzam się z Tobą Moniko...

Fajnie by było przestać myśleć. Byłoby cudownie. Nie chodzi mi jednak o "warzywko" co wogóle nie kuma świata tylko takie wyłaczenie myślenia o przyszłości i przeszłości.

Nie jest to łatwe. W zasadzie, jak w wielu innych przypadkach, odpowiednie urodzenie bardzo pomaga. Urodzenie wśród ludzi nie myślących, ograniczonych, no i jeszcze przydałoby się nie mieć marzeń (albo przyziemne) i nie mieć ambicji.
Z obserwacji świata wnoszę, że ludzie nie myślacy mają lepiej. Żyją chwilą. Nie umartwiają się. Zazdroszczę im.

Może stworzymy poradnik: Jak wyłączyć myślenie"?

Oto co zdołałam wymyślić:

1.Zrobić twardy reset. Wiem, że wiele ludzi robi go upijając sie do nieprzytomności. Może są jakieś inne sposoby?Mniej obciążające wątrobę?

2. Prowadząc samochód daj się ponieść potokowi samochodów, losowo sygnalizuj swój zamiar skrętu. Inni uczestnicy ruchu szybko dostrzegą Twój brak myślenia.Zawsze to jakiś sukces.

3. W sklepie, stojąc w kolejce, patrz w okno, albo w bliżej nieokreślony punkt przed sobą, tak abyś była autentycznie zaskoczona kiedy przyjdzie twoja kolej i absolutnie nie mogła sobie przypomnieć, po co przyszłaś do sklepu i czy w ogóle masz zamiar coś kupić.Kasjerka zapewne uzna Cię za bezmyślną babę.Kolejny sukces.

4. Kiedy mąż pyta cię, czy będziesz jadła jajka na śniadanie, powiedz,że wolisz kawior.

5. Kiedy poruszasz się w tłumie, znajdź miejsce, gdzie panuje największy tłok i przepychaj się pod prąd, potrącając wszystkich torebką.Sukces murowany.Usłyszysz pod swoim adresem wiele komplementów.

6. Jeśli ktoś na ulicy zagadnie cię o godzinę, odpowiedz, że z nieznajomymi nie rozmawiasz.


7. Na wystawie sztuki wyszukaj kogoś autentycznie zainteresowanego jakimś dziełem i stań przed nim. Uwaga - to nie działa w przypadku osób o wzroście wyższym, niż nasz !

8. W zatłoczonym środku komunikacji miejskiej zawsze stawaj tuż przy drzwiach, tak aby ludzie wchodzący za tobą nie mieli możliwości dostać się do środka.Ten numer uwielbiam.Sama nie stosowałam, ale ludziska są w tym świetni.

czwartek, 26 listopada 2009

Myśli natrętne.

Piękny poranek, rozświetlony promieniami słońca. Leżę na łóżku i patrzę w okno. Widzę gałązki brzózki, potrącane lekkim i podmuchami wiatru. Widzę kawałek błękitnego nieba, po którym ów wiatr przegania delikatnie białe obłoki.Trzeba wstać zacząć kolejny dzień.
Tylko po co? Po co wstawać, po co zaczynać dzień? Zamykam oczy i w zakamarkach mózgu szukam "powodu", który gdzieś mi się zagubił. Powodu, żeby wstać, wykonać rutynowe poranne czynności, zaplanować dzień. Trzeba wstać ,by żyć.
Brak motywacji . Nie ma. Gdzieś sie zapodziała. 
Kiedyś pod równo przyciętą grzywką na swoich miejscach były umieszczone moje cele, plany życiowe, obowiązki, marzenia. Rano szybko wyskakiwałam z łóżka, bo szkoda było mi marnować dnia na leżenie. Nie miałam czasu zastanawiać się nad różnymi rzeczami . Żyłam dniem dzisiejszymi. Moja refleksyjna natura podrzucała mi czasami jakieś dziwne pytanie, wątpliwości, ale nie skupiałam się na tym. Biegłam przed siebie. Dzień za dniem przemijał, aż dotarłam TU i TERAZ. 

Nastąpiło zmęczenie materiału, refleksyjna natura dała znać o sobie.
Mądry człowiek powiedział: "myślę, więc jestem". To myślenie gorzko mi smakuje. Moje myśli . Przepływają przez moją głowę jak ciężkie gradowe chmury po niebie.
Wcześniej moje myśli były niczym motyle, barwne, wirujące, nadlatywały z różnych stron. Na skrzydłach przynosiły zapach morza i gór, przynosiły marzenia.
Dziś moje chmurne mysli przynoszą rozczarowanie życiem, brak marzeń. Krążą monotonie wokół mojej głowy. Nie sposób ich pominąć w rozważaniach o życiu. Przyglądam się im z uwagą i wiem,ze powoli mnie zabijają. Tylko dlaczego POWOLI ? 

środa, 25 listopada 2009

Myśli ulotne.

Wstęp: Z racji rozmiarów sumoka, moja bielizna jest odpowiednich rozmiarów. Nie jakieś tam stringi czy biodrówki.Moje majciochy muszą utrzymywać w odpowiedniej pozycji zad, brzuch i co tam tylko trzeba.+

Akcja: Wspaniały zbiera pranie ze sznurka.Zatrzymuje się przy mojej bieliźnie i mruczy pod nosem:
-Antygwałtki.
-Co?
-Musiałby być zdesperowany...(w domyśle KTOŚ, facet; w domyśle:żeby się dobrać).

Wniosek 1: dużo trzeba się domyślać.
Wniosek 2: ale dowcipny!

poniedziałek, 23 listopada 2009

Mężczyzna -dziwne zwierze.

Tak mnie natknęło po smsie od siostry, w którym zawarła parę refleksji nt. facetów.I choć to temat rzeka, napomknę tylko,że problem istnieje. Tym problemem jest mężczyzna. Nie rozumie jak to się stało,że niby ten sam gatunek co my a tak zupełnie inny.Jakby zatrzymał się w ewolucji jakiś czas temu...

Do mężczyzny powinien być dołączony tłumacz, który by nam tłumaczył, co mężczyzna ma na myśli. Do każdego w dodatku osobny, niepowtarzalny, żadne tam ogólniki, który by objaśniał, na przykład, co to znaczy, kiedy on milczy, bo milczy dwuznacznie....

Definicja :
Mężczyzna – jeden z dwóch modeli człowieka (♂),choć K.Wojewódzki odkrył ostatnio trzecią płeć w "Mam talent" w postaci Madoxa.

Facet charakteryzuje się ogólną nieprzytulnością, niechęcią do kooperacji oraz nadmierną sennością. Mężczyzna odżywia się piwem i chipsami . Jego okres godowy trwa przez cały rok i składa się z licznych ultrakrótkich incydentów. Ożywia się na bardzo krótko, przerywając letarg, jeżeli zaobserwuje drugi model człowieka –kobietę w wieku rębnym, z którym jest w pełni kompatybilny, dzięki wykorzystaniu przeciwstawnych części kontaktujących się.
Chęć zbliżenia manifestuje obleśnym uśmiechem. Aby zwiekszyć szansę na zbliżenie, dokonuje wcześniej pewnego ciekawego i traumatycznego dla siebie obrzędumycia całego ciała. Paradoks mycia się jest najciekawszym zwyczajem mężczyzny – myje się, chociaż w wyniku tego zabiegu przez najbliższy tydzień czuje się bardzo nieswojo.
Atrakcyjny mężczyzna sięga głową powały, a barami od framugi do framugi, klnie jak krasnolud, ryczy jak bawół i na trzydzieści kroków śmierdzi koniem, potem i piwem, bez względu na porę dnia i nocy. Mężczyźni, którzy temu opisowi nie odpowiadają nie są uznawani za godnych westchnień i plotek.
Mężczyzna nie wstydzi się swojej fizjologii, w końcu w większości nie ma czego. Większość mężczyzn nie wie jednak, że kobieta także takową posiada. Wbrew plotkom, mężczyzna nie posiada paranormalnej zdolności oddawania moczu w linii prostej pod wiatr.

Tyle definicja.
Ja dodam, że faceci mają świetny system odpornościowy.

Są odporni na :

-mydło, maszynkę do golenia
-larwalne stadia człowieka - zwykle wytwarzana jest struktura obronna oddalająca prawdziwego mężczyznę od zagrożenia jakim jest dziecko, najczęściej ma formę konsoli do gier
-lustra - reakcja automatyczna - omija. Przy spojrzeniu w lustro doznaje halucynacji, najczęściej mających postać obrazu samego siebie z okresu studiów, w wyidealizowanej formie.
-babskie sugestie,
-wiosenne porządki, bo dla mężczyzny robienie porządków w domu to podniesienie nogi tak, aby kobieta mogła poodkurzać.

Kobiety marzą najpierw o księciu z bajki, a gdy ten się nie zjawia, pragną już tylko idealnego mężczyzny.

Mężczyzna ideał... takie coś jednej kobiecie się kiedyś przyśniło i obudziwszy się wybuchnęła gorzkim i żałosnym szlochem. Opowiedziała sen przyjaciółkom. Też się popłakały.( Joanna Chmielewska, Jak wytrzymać z mężczyzną)

Wady facetów:
1.Ślepota. Często kobiety skarżą się, że choćby zmieniły kolor włosów na płomienno-rudy, to często pozostaje to niezauważone przez mężczyzn. Jest to nie wada nastawienia, ale wada wzroku. Pewna część mężczyzn NAPRAWDĘ NIE WIDZI wyników kobiecych starań. No cóż, mężczyźni to gatunek dotknięty półślepotą wrodzoną.

2.Stara się ale mu nie wychodzi.
Ten problem ma dwa oblicza. Jedno to np. mężczyzna, który zabrał się na prośbę żony za zmywanie. Mało tego że coś udało mu się stłuc, to jeszcze tak nachlapał, że trzeba wycierać całą kuchnię. Na niezbyt pochlebny ton żony, tłumaczy się, że nie potrafi, że mu nie wyszło. Czasem jest to niestety wyrafinowane oszustwo, choć nie do końca świadome. Ta nieporadność i nieudolność to poza, która panom się opłaca.

3.Obiecanki cacanki. Mężczyźni znacznie częściej niż kobiety w przypływie szlachetności albo ciepłych uczuć zadeklarują coś, zaproponują, obiecają, a potem cała ta obietnica rozpływa się gdzieś nie zostawiając w męskich głowach nawet śladu. Kobieta czuje się zlekceważona, wystawiona do wiatru, a on nie ma nawet cienia wyrzutów sumienia, bo nic nie pamięta! Dotyczy to zarówno drobnych spraw bieżących jak i planów na całe życie. Jedne i drugie budzą taką samą rozpacz i rozgoryczenie.

3.Samotność choć we dwoje. Mężczyzn od małego uczono, że mają być twardzi, nie rozczulać się nad sobą i nie przyznawać, że są jakieś trudności. Weszło im to w krew tak mocno, że przestali zauważać, kiedy kobieta potrzebuje się z kimś podzielić swoim zmartwieniem. Po prostu nie dostrzegają takiej potrzeby ani u siebie, ani u innych. Niestety rzadkością ze strony mężczyzn, jest przytulenie swojej drugiej połowy, pozwolenie jej na ponarzekanie czy pochlipanie w swój mankiet. A gdyby jeszcze dodał otuchy, to chyba każda kobieta poczułaby się znacznie lepiej.

4.Wielu twierdzi,że w małżeństwie cenią partnerstwo i równouprawnienie. Gorzej z praktyką. Ilu znacie ojców, którzy - mając małe dzieci - po pracy mogą bez kłopotu wyjść, bo przecież w domu zostaje żona? A ile matek sobie na to pozwoli? I jak często? Prawie nie widać mężczyzn w poczekalni u pediatry,na wywiadówkach w szkole, itd. A jeśli już wybiorą się w któreś z tych miejsc albo zostaną z dziećmi w domu, to takie zdarzenie odbywa się zwykle w atmosferze wyjątkowego poświęcenia niemal ofiary. Mało jest mężczyzn, którzy w prosty naturalny sposób biorą na siebie poważną część domowych i rodzicielskich obowiązków - większość, kiedy w nich uczestniczy, ma poczucie, że odciąża żonę czy też jej pomaga - a przecież są to SPRAWY WSPÓLNE i ODPOWIEDZIALNOŚĆ OBYDWOJGA.

A żyć bez nich trudno....

piątek, 20 listopada 2009

Nadchodzi starość.

4,30. Dzwoni budzik. Siadam na brzegu łóżka i myślę :co za idiota włączył budzik?! Ja?
Siedzę tak na brzegu łóżka i czekam aż mój błędnik pozwoli mi na dalsze czynności. Poduszka przyciąga.Na tym etapie przyznam się do schizofrenii.Poduszka mówi do mnie:połóż swoją głowę.Jestem jeszcze ciepła.
Wraz z kołdrą zawiązały spisek.Szeptają mi do ucha: cieplutko, milutko tu u nas...
-Idźcie precz!
Powstaję z łóżka jak Feniks z popiołów i ...coś w biodrze strzyknęło, w krzyżu łupnęło,plecy bolą i chyba reumatyzm daje znać o sobie...
Powłócząc nogami zbliżam się do łazienki.Zapalam światło, rzut oka w lustro a tam potwór. Jakaś obca gęba patrzy na mnie mętnym wzrokiem. Jeszcze jedno szybkie spojrzenie w lustro a tam twarz pomarszczona, oczy podkrążone,włosy sterczą we wszystkie strony i mienią się czasem srebrem pomieszanym z burgundem, który nałożyłam w zeszłym tygodniu.
Tak wyglądają początki starości.Dopada mnie codziennie rano.

Starość – z punktu biologicznego to schyłkowa część życia, w której owo schylanie następuje w wyniku przygniecenia przez ciężkie życie.

Po czym ją poznać:
1. zmarszczki - mam
2. siwe włosy - mam
3. okulary - mam
4. laska -nie mam, dokupię.

Starcy są najbardziej niedocenianą grupą społeczną ze względu na to, że mimo, że częstokroć są dość mądrzy, są dodatkowo brzydcy.
Czy dlatego moje poszukiwania pracy są tak mało skuteczne?

Opinia publiczna lubi młode laski po 20-tce, 5 języków (do seksu oralnego?), 20 lat doświadczenia, długie nogi...

Mogłam pomyśleć wcześniej zamiast dziś jęczęć i zamiast płacić ZUS, zbierać na rozmaite zabiegi medycyny estetycznej, które zabezpieczyłyby mnie przed byciem starą, brzydką i obrzydliwą.

Wiem, wiem...miały być wczasy na emeryturze (reklamy II filaru) i to mnie skusiło.

Chciałam być jak zadowolony z życia emeryt niemiecki (rozpoznawany po niepasującej do powagi jego wieku radości życia i aparacie fotograficznym, na który długo mnie jeszcze nie będzie stać.)

Staruszek polski:
1. babcia w moherowym berecie,
2. były żołnierz AK lub AL, dość związany z Polską, ale splamiony komunistyczną przeszłością,
na pewno ma bohaterską przeszłość. Wszyscy Polacy mają bohaterską przeszłość. Te opowieści
o szmalcownikach to neożydowsko-masońsko-komunistyczno-marksistowski spisek.
3. moje pokolenie, pokolenie kolumbów rocznik 60, pokolenie bogatych emerytur z II filara.

Będziemy babciami ezoterycznymi. Jesteśmy największa ofiara New Age.
W młodości hippiski, z tym, że było to dość dawno temu i ideały free love są już, delikatnie mówiąc, nie do osiągnięcia.
Siejemy zioła (myślę o marihuanie zamiast choinki), nosimy rozpuszczone włosy, chodzimy w szpilkach, zmuszamy wnuki do jedzenia zdrowej żywności,ćwiczymy reiki, tai chi i Bóg wie co jeszcze.

W średniowieczu by nas spalono na stosie.

wtorek, 17 listopada 2009

Nadopiekuńczość.

Takie wywody poczyniłam ostatnio, bo zastanawiam się czy jestem troskliwą matką czy nadopiekuńczą...
Moja latorośl zarzuciła mi, że traktuję ją jak dziecko(ma 16 lat), że ona sama potrafi to czy tamto.

Nadopiekuńczość charakteryzuje się uczuciową koncentracją na dziecku, roztaczaniem nad nim nadmiernej opieki („parasol ochronny”) i częstym wyręczaniem dziecka w jego obowiązkach.

Z tymi obowiązkami to się zgodzę. Tyle,że pewnie jej tak wygodnie i tę cześć mojej nadopiekuńczości chętnie akceptuje.

Nadopiekuńczość wyraża się ponadto okazywaniem dziecku przesadnej miłości i czułości.Rodzice pozwalają na wszystko, na co ono ma ochotę, ulegają jego najbardziej dziwnym żądaniom, rezygnując często ze swoich potrzeb. Tolerują niedopuszczalne czyny, jak bicie innych dzieci, pisanie po budynkach czy niszczenie przedmiotów. Rodzice nadopiekuńczy są słabi w ustalaniu zasad i ograniczeń postępowania, a jeżeli takie są od czasu do czasu ustalane, to rzadko egzekwowane.
Ta część jak najbardziej mi się nie podoba, może więc nie jest ze mną tak źle...choć przecież macierzyństwo nie obywa się bez poświęceń. Często matka rezygnuje z pracy, przestaje chodzić na dyskoteki,imprezy, swój cały czas poświęca dziecku.Czy da się wychowywać dziecko zupełnie bez wyrzeczeń, bez poświęceń?
Moja starsza córka mówi,że dziecko to taka inwestycja...bezzwrotna.

Kiedy dwulatek próbuje wybiec na ulicę - zapobiegliwy rodzic powstrzymuje go i przyciąga z powrotem do siebie - jest to wyraz kontroli i rozsądnej opieki.
Jeśli jednak 12-letnie dziecko strofujemy wciąż by uważało jak przechodzi przez jezdnię - stajemy się nadopiekuńczym rodzicem, gdyż zdrowy nastolatek posiadł już dawno sztukę poruszania się po ulicach.

I ja dzieciom często mówię, jak wychodzą z domu, by uważały na siebie,a podobno jest to jeden z przykładów zbytniej przezorności i nadkontroli.

Nadopiekuńcza matka to taka....
która nie uczy swojego dorastającego dziecka obsługi pralki automatycznej, załatwiając za nie wszystko co z praniem się wiąże. Będzie więc zbierać ubrania dziecka do prania, segregować, prać, wywieszać, układać na półkach, często jeszcze nawet wobec dorosłego syna.

No i piorę, wieszam czasem składam.Ubrań nie zbieram i nie prasuję.

Z niepokojem przyjmuje wiadomość o wyjeździe, jeśli się zgodzi - będzie pakować dziecko, decydować za nie, co powinno wziąć a co nie.
Nie czynię tego.Doradzam zrobić listę i pakować się wg niej.

Za punkt honoru przyjmie sprawę "prawidłowego" żywienia dziecka, co często w praktyce oznacza przekarmianie, narzucenie się z jedzeniem, decydowanie za dziecko co powinno mu smakować i ile powinno jeść, bez uwzględnienia jego gustów, jego własnych sygnałów o głodzie i sytości. Dziecko nie nauczy się w domu rodzinnym gotować - to pozostanie domeną rodzica, który tym samym chce zachować pewną władzę.
Cholera...gotuję obiad...reszta wg uznania...

Sposób ubierania się dziecka postawi jako jeden z ważniejszych problemów, a więc będzie się domagać często cieplejszego ubrania, czy też bardziej dostosowanego do okazji - w poczuciu rodzica nie dziecka.
Zdarza się...przyznaję...

Kiedy na drodze potomka pojawią się jakieś trudności będzie starać się usuwać je swoim wysiłkiem, pozbawiając dziecka możliwości odkrycia własnych zasobów zaradczych. Czasem zrobi więc coś za młodego człowieka (np. zadanie domowe, porządek w pokoju, przeprosiny wobec nauczyciela czy krewnego, sprawę w urzędzie, itp.).
Mea culpa, mea culpa...zdarzało mi się zadanko zrobić...Wyrosłam z tego.

Niekiedy zarzuci dziecko "dobrymi radami" narzucającymi sposób rozwiązania. Nie są też rzadkością rodzice już dorosłych dzieci, którzy uruchomią się w sytuacji konfliktu małżeńskiego ich dorosłego już dziecka - ruszą ze swoiście pojętą odsieczą, pomimo braku zaproszenia do pomocy.
Zobaczymy....

Jednym z najbardziej charakterystycznych zachowań jest "zamartwianie się", manifestowane zarówno werbalnie: "jak ty sobie poradzisz?", "boję się o ciebie?", "no a jeśli coś się stanie, to co ty synku zrobisz?", "ja chyba zawału dostanę, tak będę się o ciebie martwić", jak i niewerbalnie: płacz, demonstrowanie objawów stresu, częste telefony do dziecka sprawdzające "czy wszystko w porządku", łykanie tabletek uspokajających, bezsenne noce, itp.
Spoko, bez histerii....

Czy dziecko obdarowane w nadmiarze taką nad-opieką jest szczęśliwe? Z pewnością nie. Męczeńska, pełna poświęceń postawa rodzica jest bardzo uszkadzająca dla dziecka. Dlaczego?

bo przywiązuje dziecko do rodzica, nierzadko na całe życie; niektóre dzieci czują się w obowiązku zrezygnować z całości lub części swoich potrzeb i planów by towarzyszyć rodzicom; czasem żyją z nimi pod jednym dachem nie wyobrażając sobie by mogło być inaczej, czasem próbują uciec jak najdalej w odruchu buntu, jednak rodzic ma swoje sposoby na przywoływanie "dorosłych pociech" z powrotem;

bo podcina skrzydła pozbawiając pewności siebie, opierającej się u zdrowych ludzi na wielokrotnym doświadczaniu pokonywania różnych trudności; jeśli dziecko nie miało możliwości pokonywać przeszkód życiowych samodzielnie i wg własnych reguł - nie miało szans wykształcić ani odnaleźć w sobie różnych zasobów;

bo tłamsi poczucie własnej wartości dziecka, jest bowiem nieustannym komunikatem: "beze mnie nie dałbyś sobie rady", "jesteś za słaby", "niemądry", "nic nie umiesz", to przekonanie wdziera się na stałe w psychikę dziecka i staje się trwałym sądem na swój temat;

bo wzbudza w dziecku poczucie winy i przekonanie, że jest złym człowiekiem za każdym razem, gdy próbuje zdobyć się na samodzielne działanie i niezależne życie.

bo wzbudza złość i niechęć wobec nadopiekuńczego rodzica, które jednak, z obawy przed odrzuceniem, zostają stłumione i wyrzucone często poza obręb świadomości; pozostają więc poza kontrolą dziecka, znajdując od czasu do czasu ujście w niekontrolowanej agresji, autoagresji lub depresji.

No i nadal nie wiem czy jestem nadopiekuńczą matką...

Troskliwość.

Co to znaczy troszczyć się o kogoś? To martwić się, czy kochaną osobę brzuch czasem nie boli, smarować komuś bułki grubo masłem, przynieść do łóżka choremu gorącą herbatę, po nocach dziergać rękawiczki by łapki nie marzły.To troska czy służalczość?
Granice mi się zacierają...

Prawdziwa troska wyklucza obojętność i jest przeciwieństwem apatii.
Troszczenie się to postawa silnych w stosunku do słabych, potężnych wobec bezradnych, tych, którzy coś posiadają, wobec tych, którzy nie mają nic. W rzeczywistości czujemy się bardzo niezręcznie, jeśli w zetknięciu z czyimś bólem nie podejmujemy wysiłku, aby mu zaradzić.

A przecież kiedy zadamy sobie szczere pytanie o to, którzy ludzie w naszym życiu byli dla nas najważniejsi, okaże się, że to ci, którzy zamiast dawać dobre rady, podsuwać rozwiązania czy metody uzdrawiania zdecydowali się raczej towarzyszyć nam w bólu i koić go swoją łagodną i czułą obecnością.

Czy więc czynne działanie na rzecz kogoś nie jest troszczeniem się?
Czy tylko ten, który w chwili rozpaczy i zamętu potrafi trwać przy nas w ciszy, pozostawać z nami w godzinie żalu i żałoby, umie znieść niemoc, niemożność uleczenia i uzdrowienia oraz stawić czoło naszej bezradności jest tym , który się o nas troszczy?

Czy troska to tylko "wirtualne" odczucie? To tylko wzajemna obecność ? To tylko nieme wsparcie?

Niby z własnego doświadczenia wiemy, że ci, którzy się troszczą, są obecni przy nas. Gdy słuchają, to słuchają naprawdę. Kiedy mówią, to wiemy, że mówią do nas. Gdy zadają pytania, to wiemy, że to dla naszego dobra, a nie z myślą o sobie. Ich obecność jest uzdrawiająca, ponieważ akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy.

Mamy skłonność do tego, aby uciekać od bolesnej rzeczywistości lub chcieć jak najszybciej ją zmienić. Jednak uzdrawianie odarte z troski przemienia nas w urzędników czy lekarzy i nie pozwala na wykształcenie prawdziwej więzi.

Uzdrawianie pozbawione troski sprawia, że interesują nas szybkie zmiany i nie mamy cierpliwości ani ochoty, aby wzajemnie nosić swój ciężar. W ten sposób uzdrawianie, zamiast nieść wyzwolenie, może często obrażać.

Nic więc dziwnego, że nierzadko ludzie w potrzebie odrzucają pomoc.

Troska może być obciążona błędem nadopiekuńczości? Granice są takie cienkie...


cdn.

piątek, 6 listopada 2009

Życie,życie jak nowela...

Życie - ograniczony czasowo stan zachodzenia w organizmie zespołu procesów biochemicznych uzależnionych od dostarczania organizmowi energii lub choroba śmiertelna, przenoszona drogą płciową.
W 100% przypadków kończy się śmiercią. Jak dotąd nie ustalono dokładego wieku umieralności na tę chorobę.
Niektóre teorie głoszą , że nie ma czegoś takiego jak życie, istnieją tylko narodziny i śmierć a cały proces pomiędzy nimi to po prostu długotrwałe umieranie. Można stąd łatwo wywnioskować, że życie trwa do usranej śmierci.
Dodatkowo można zauważyć, że istnieje życie po życiu. Jest to objęte tajemnicą, o której wiedzą wszyscy. Jest to wiadome, że w życiu po życiu wszyscy będziemy bujać w obłokach i wciągać dym z marihuany.
Jedną z najbardziej znanych i wciąż kultywowaną wizją życia jest Matrix. Teoria Matrixa została uznana, za najbardziej prawdopodobną, zaraz po niej plasuje się chrześcijaństwo, a na trzecim stopniu podium stoi religia Dżedaj.
Życie może zastąpić także każda gra MMO, czego świetnym przykładem jest World of Warcraft.
Tyle o życiu ma do powiedzenia Nonsensopedia.
Jak zmierzyć zawartość życia w życiu?
Ile życia jest w moim życiu i co to wogóle jest życie?
Żyć pełną piersią... chyba o takie życie mi chodzi.
Życie świadome,życie spełnione,życie pełne trafnych wyborów.
Naukowcy mówią nam,że przesypiamy życie.Śpimy przez 1/3 jego trwania. Ja jestem jak Napoleon, sypiam po 4-5 h na dobę,więc życia nie przesypiam. Co robię w czasie gdy inni spią?
Pracuję? Podobno kolejną 1/3 życia przepracowujemy.Pewnie chodzi tu o czas spędzony w pracy, bo mycie okien w domu to też praca...
No więc spędzam w pracy 1/3 życia, co nie oznacza, że cały czas pracuję. Składników mojego czasu pracy nie będę opisywać, bo wogóle przestaną mi płacić, stwiedzą moją niską wydajność lub co gorsza zrezygnują z moich usług ze względu na małą przydatność do użycia.
Reszta życia to już nasz czas wolny. Co robimy w tym wolnym czasie? Jeździmy do pracy, jemy, ogladamy tv, robimy zakupy, bawimy się z dziećmi, porządki, jakaś impreza, czytanie. Gdzie w tym wszystkim jest czas na życie pełną piersią?
Czas to jest to czym sami dysponujemy. Czyli jego część możemy przezanczyć na życie.
Co ma być treścią naszego życia to już nasze inwidualne wybory.
Jedni żyją pracą, inni lubią wiedzieć jak oni śpiewają, tańczą, grają i żyją ich życiem.
Wiadać tak lubią. Z braku pomysłu na własne życie taki wybór uważam za trafny. Przynajmniej nie krzywdzą nikogo swoimi decyzjami czy czynami.

Muszę się zastanowić na co marnotrawię swój czas czyli życie lub jego część.
Nie jestem pewna czy wszystkie gazety, wszystkie programy tv , filmy zasługują na to by marnować na nie mój własny, prywatny czas.

Jednym słowem życie można zmierzyć czasem, choć to nie może być jedyny miernik.Inne mierniki musimy ustalić inwidualnie, bo dla niektórych to będa wypite butelki piwa na dzień, dla innych ilość przebytych kilometrów, ilość miłych chwil czy kasa zarobiona w danym dniu. Ważna chyba tu jest też jakość. Jakość tych chwil, jakość tego czym wypełniamy swój czas. Poziom jakości to też rzecz inwidualna i dopasowana do naszych własnych upodobań.
Jednym słowem : mamy ogromny wpływ na swoje życie.(Jesteśmy kowalami własnego losu?)

Co ja robię ze swoim życiem?

Dużą część swojego życia spędzam na marzeniach... o lepszym życiu.

wtorek, 3 listopada 2009

Chrrrrr.

1.Straszne! X. przeraźliwie chrapie. A jeśli obudzę go w nocy i poproszę, aby przestał, to dowiaduje się, że mam jakieś omamy słuchowe, bo on na pewno nie chrapie. Dzisiaj nastąpił przełom. W nocy obudziło mnie dobrze mi znane 'chrrrrrr...', a ja, mimo że byłam śpiąca i półprzytomna, wygrzebałam skądś telefon i nagrałam jego nocne odgłosy. Jego mina po odsłuchaniu nagrania- bezcenna ; )

2.Siedzę przed tv i oglądam jakiś program.
-Czy ja włączyłam pralkę? Dlaczego ona chodzi?
Podchodzę pod łazienkę...nie, to mój mąż chrapie...podczas poobiedniej drzemki.

3.On: oglądam tv wieczorkiem. Żona poszła już spać.
Z podwórka dochodzą dziwne dźwięki.
-Co za idiota tak morduje samochód?
Wstaję z kanapy i udaje się do kuchni, by sprawdzić ten dźwięk.
Zaskoczenie: to moja żona tak ciągnie. Zacząłem się śmiać.

Chrapanie jest zabawne gdy o nim opowiadamy, gdy staje się zawartością jakiejś anegdoty,a jednak....

4.Wpadam w flustrację. Jest po 1 w nocy a ja stercze jak ta głupia przed komputerem przeglądając kolejne strony w necie dotyczące chrapania mojego męża... Na początku powinnam napisać, że jestem zdesperowana i użyję wszystkiego aby nie słyszeć tego przeraźliwego dzwieku, który słyszę codziennie w łóżku a teraz nawet w pokoju obok. Ratunku, ja chcę spać!!! Spokojnie spać.... Mój mąż nie jest przykładowym "chrapaczem" nie śpi na plecach ani z otwartymi ustami. Śpi na boku i oddycha przez nos.


Czy jest coś co pomaga? Spraye, krople, zioła, nakładki, wkładki, spinacze do bielizny, piłeczki ping-pongowe,prostowanie przegrody nosowej,utwardzanie podniebienia, pachnidła, mata kokosowa...

Cmokanie, gwizdanie, szturchanie a w aktach desperacji walenie w głowę nie jest skuteczne. :)

Na dzień dzisiejszy za najskuteczniejszy sposób uważam korki do uszu.Choć i to mąż przechrapuje. Myślę o zakupie takich słuchawek na uszy jak mają faceci co pracują z młotami pneumatycznymi. Jest tylko małe "ale": nie będę mogła spać na boku.

Bogactwo a nawet Nobel dla tego kto uciszy ten straszny dźwięk...

poniedziałek, 2 listopada 2009

Ciastka z jabłkami.



Poranek zaczęłam od przejrzenia zaprzyjaźnionych blogów, zapisania sie na candy na blogu Malowany imbryczek.Polecam....

A teraz przedstawię ciastka weekendowe, bo w weekend upiekłam i w weekend zniknęły. Przepis jest bardzo stary ale niezawodny. Ciasta zawsze znikają błyskawicznie, co jest ich wadą.

Oto przepis:

1/2 kg mąki
1 kostka margaryny
5 dkg drożdży
7 dkg cukru
śmietana do zarobienia ciasta
1 jajko
jabłka pokrojone w ósemki (bez gniazd nasiennych ale ze skórką)


Ze składników zarobić ciasto. Zarabia się jak ciasto kruche.Najpierw mamy ogromną kruszonkę potem ciasto się łączy. Jak nie chce się połączyć dodać śmietany.
Ciasto rozwałkować, wykroić kółka szklanką. Ułożyć na kółkach jabłka jak na zdjęciach. Jedna stronę maczać w białku, potem w cukrze i układać na blasze.
Piec w 180-200 st ok.1/2 h (do zarumienienia).

Z ciasta tego robię też rogaliki nadziewane powidłami.

Polecam bo są wyśmienite.