środa, 9 września 2009

Jedzonko, jedzonko...


Ostatnio mam bulimiczny napad obżarstwa.Zjadam wszystko jak śmieciarka a potem jak bulimik żałuję, obiecuję sobie: nigdy więcej. Nie wymiotuję ze skąpstwa.Żal mi oddać to co było takie pyszne...
Do tego wczoraj kolega Czesio na gg tak mi mlaskał i siorbał,że muszę napisać jeszcze o jedzeniu.
Otóż Czesio zaczął wspominać podpłomyki.Do dziś je robię. Gdy robię pierogi muszę robić więcej ciasta. Jeśli zrobię za mało,to czujna rodzina wyjada farsz do pierogów byle podpłomyki były.
Przeszukałam internet w poszukiwaniu podpłomyków i okazuje się,że wersji jest wiele.
Z maślanką, mąką razową,żytnią, z sosami do maczania.
Piszą też,że dla Słowian to namiastka chleba. Te podpłomyki to chyba dowód na nasze pochodzenie z jednego miejsca (podobno z Afryki), bo wszystkie ludy jadły lub jadają coś na wzór podpłomyków.Zmienia się tylko otoczenie i użyta mąka.
A skoro mowa o chlebie, to mój kolega Czesio wspomina chleb domowy, pachnący.JA nie mam takiego wspomnienia, za to dziś sama bawię się w pieczenia chleba.Nie ulega wątpliwości,że nawet sklepowy chleb był kiedyś inny.

Gdy mieliśmy piec w domu tata robił ziemniaki na blasze.Kroił je w plastry i piekł na blasze. Taka namiastka chipsów.
Niedawno robiłam je znów. Na blaszce, na piecu gazowym.Proste a nie nadążałam z pieczeniem.

Pamiętam też pieczarki pieczone na blasze.Właściwie to kapelusze.Dziurą do góry się piekło, wsypując do środka sól.Rozpusta.

Z innych dziwolągów żywieniowych: cebula(pokrojona w kostkę) ze śmietaną i solą, jajecznica z makaronem.
No a co powiecie na resztki ziemniaków z obiadu. Zwykle nikt tego nie chce, ale obsmażone na patelni na złotko powodują walkę wręcz o dostęp do widelca. Chętni momentalnie są.A jakby tak kefirek do tego....

Co jadałam na obiad? Wmuszali we mnie wszystko. Łącznie z kaszanką. A ja nie lubiłam nic.Prawie nic.
Kluski, pierogi,pyzy i makarony to było moje życie. Jeszcze żurek.
Pewnego dnia mojej mamie brakło cierpliwości i zapytała:
-A co Ty byś chciała jeść? Co mam Ci zrobić byś jadła?
-Makaron z serem i cukrem.
No i jadłam przez tydzień makaron z serem. Do obrzydzenia. Miałam dosyć, ale do końca nie udało się mamie mi go obrzydzić.Czasem wracam do niego. Czasem.

Długo z butelki ciągnęłam grysik na mleku. Długo. Na talerzu tak nie smakował.Do momentu aż matka zrobiła mi numer i zawołała mnie po butlę grysiku,przy koleżankach z którymi akurat się bawiłam.Chodziłam wtedy do 1-wszej klasy. Był wstyd, obciach i pretensje do matki. Potem odwyk.

Żurek to osobna historia. Kochałam, kocham i będę kochała. Żurek może mieć tyle smaków ile zechcemy.Możemy dodać czosnek, kiełbasę, jajko, śmietanę,ziemniaki.Wszystko razem lub osobno.
Byłam szczęśliwa gdy jechaliśmy na wieś do ciotki, która miała krowy, doiła mleko, robiła masło, piekła chleb i codziennie na wczesne śniadanie gotowała żurek z ziemniakami (dla dzieci przed wyjściem w pole). Tam byłam w raju.

Z siostrą mamy taki zwyczaj(może nawyk),że jak jedziemy gdzieś to w knajpie, oberży czy karczmie, gdzie akurat jemy, zawsze zamawiamy żurek. I już wiemy co warta jest ta jadłodajnia.

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

a ja zawsze przepadałam za bułką z masłem i cukrem :) albo kromki ze śmietaną i cukrem :)

a nienawidziłam i do tej pory nie lubię brokułów, sałaty i kalafiora, i fasolki szparagowej. zawsze pływało mi to w zupie

Kasia Boroń pisze...

Dziecko moje?

Ata pisze...

Żurek?? Brrrrrrrrr! Nie cierpię!!
A podpłomyki jak robisz? Znaczy na czym, bo ostatnio jadłam lat temu sto na zad, bo nie mam kuchni węglowej.

Marta S. pisze...

Z dzieciństwa pamiętam ser żółty, pakowany w prostokątne pudełko, serki homo które się słodziło cukrem, śmietanę i mleko w szklanych butlach - mniam. no i była bym zapomniała o solonym maśle na wagę...

Kasia Boroń pisze...

Do podpłomyków kupiłam taką blaszkę i kładę na palniku. Jak jej nie miałam to używałam po prostu kawałka jakiejś blachy.

Ata pisze...

Kawałek blachy powiadasz... Z całą pewnością coś się u mnie znajdzie ;-)

Czesiek pisze...

Ooooo nawet częściowo o mnie jest notka na blogu. Jestem sławny ;)

Bardzo miło wspominam wszystko to co można było na/w piecu kaflowym upiec: chleb, ciasto, pieczone ziemniaki. Nieraz mama robiła makaron i ciasto kroiła w długie paski, by potem je na drobno skroić. A ja wtedy często musiałem sobie z jeden taki pasek podpiec na blasze pieca lub ugotować razem z makaronem.

Kasia Boroń pisze...

Ślina cieknie.

Unknown pisze...

KAŚKA, zaślinię przez Ciebie monitor i klawiaturę :)
Ja też lubię żurek. W Zakopanem ostatnio jadłam, ale się zepsuł w porównaniu do tego z wakacji rok temu. Cóż, może kryzys, bo i kiełbaski było pół a nie cała :D