poniedziałek, 12 stycznia 2009

Dzieciństwo.

Będąc pacholęciem robiłam różne ekstremalne doświadczenia ze swoim ciałem. Sprawdzałam wytrzymałość na zimno (wpadając w przeremble),grubość skóry (nadziewając się na płoty), głębokość położenia tętnicy szyjnej (wbijając sobie części talerza w szyje), wytrzymałość głowy (spadając z trzepaka).
Byłam łobuzem.Byłam robaczywym dzieckiem jak moja siostrzenica. Czy miałam ADHD? Nie.
Ja tylko byłam ruchliwa.Uparta.Charakterna.
Piszę o tym , bo siostra się się martwi czy jej córuchna nie ma ADHD. Nie ma. Jest tylko początkiem łobuza. Słodkiego. Z anielskim wyglądem.

Jako dziecię miałam blond włosy i loki.Oczy piwne, w których siedział przyczajony diabeł.Włosy ściemniały w wieku 3 lat a diabeł wylazł.
Dziś wiem dlaczego tak lubiłam "Panią Twardowską" A . Mickiewicza. I ten czmychający diabeł przez dziurkę od klucza...mój idol.
Wszystko dziś ma sens.

Zabawy,które uskuteczniałam w młodocianym wieku często były zabawami trącającymi o zbójnictwo.
Napady na sady, ogródki warzywne, łażenie po drzewach, skakanie przez płoty, jazda po halach na sankach. Zawsze gdzieś przy tych zabawach, gdzieś za plecami, gdzieś za drzewem stała Śmierć lub Kalectwo.
Jak w "Zabójczej broni" mogę chwalić się bliznami:na nogach,rękach,brzuchu,szyi.Zaliczyłam parę wstrząśnień mózgu, utratę przytomności po upadku z huśtawki,z drzewa, na lodowisku. Odbicie kości ogonowej po jazdach na sankach.
Długo by wymieniać.

Brak komentarzy: