Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 listopada 2010

Prąd. Opowiastki drobne.

Nauczeni doświadczeniem z "nocnym moczeniem" łóżka , nie zostawiali mnie już samej. Zatrudniali babcie do pilnowania.
Pamiętam takie zdarzenie: Ja anioł piwnooki o blond lokach bawię się na rozłożonej wersalce.Mam zabawki. Na brzegu wersalki siedzi babcia i mnie pilnuje. Robi sobie na drutach i rzuca okiem na mnie.

Ja, słodkie dziecko, grzecznie się bawię. W pewnym momencie zaintrygowało mnie pewne urządzenie na ścianie. Gniazdko.
Próbuję wsadzić palce.Nie mieszczą się. Kombinuję co by tu wepchnąć. Wsuwka do włosów!
Wkładam.
Efekt piorunujący, odrzut nieziemski. Babcia w panice.

Gdy babcia opowiada to ojcu, on tylko kiwa głową. Nie ma sposobu na mnie bym coś nie zmalowała pomiędzy jednym mrugnięciem oka a drugim.

Moje doświadczenia z prądem w szkole średniej przybrały bardziej skomplikowanych form.
Wieczorkiem ( chyba w piątki) siedziało się przy radiu i słuchało "listy przebojów trójki". Czasem się nagrywało na Grundinga czy Kasprzaka. Nagle coś strzeliło i zgasł prąd w całym mieszkaniu. Okazało że kabelek od radia mi się przepalił i zrobił zwarcie.

Ojciec przyniósł nową wtyczkę, nożyk i izolacje: Napraw.
No to naprawiłam. Wkładam wtyczkę do gniazdka. Efekt piorunujący, odrzut nieziemski. Wokół smród palonego mięsa.
Ojciec wpada do pokoju: Żyjesz? To napraw to porządnie. :-)

Naprawiłam. Już nie podłączę nigdy uziemienia do fazy, już nie pomylę kabelków.

środa, 3 listopada 2010

Wyjście do kina.Opowiastki drobne.

Dziecięciem byłam ślicznym aczkolwiek upartym. Pomysłowym również.
I chyba dosyć pamiętliwym, bo do dziś pamiętam jak rodzice wybrali się do kina beze mnie. Byłam dziecięciem może 3 letnim.

Wszystko mi wytłumaczyli: idziemy do kina, zostajesz sama w domu. Idziesz spać. Tu masz nocnik, światło będzie włączone.

Ok. Zgodziłam się na wszystko, bo miałam pokazać swoje bohaterstwo.
Ja do spania a oni sobie poszli.
Do dziś pamiętam,że zbudził mnie mocz. Światło się świeciło a nocnik czekał.

Jak to? Nikt mnie nie wysadzi?!

Szybko zdecydowałam,że boję się chodzić po podłodze, bo może pod łóżkiem są boboki?
Przeszłam z łóżeczka na łóżko rodziców i wysikałam się. Potem wróciłam do siebie i poszłam spać.
Chyba im się to nie spodobało, bo pamiętam przez sen, ruch, zamieszanie i zdziwienie gdy wrócili do domu.
Ojciec tylko się śmiał i śmiał.

Na drugi dzień nawet nie okrzyczeli mnie, nie zwrócili uwagi. Przemilczeli temat.Uznali pewnie,że im się należało.

W każdym razie długo już nie zostawili mnie samej.

czwartek, 7 maja 2009

....Rano, wieczór, we dnie, w nocy....





Na całe te wspominki wzięło mnie za sprawą Eziety. Miałam kiedyś to wszystko opisać, ale ciągle nie miałam koncepcji.
Tak więc jak zaczęłam, to pociągnę to dalej. Poczuję się spełniona. Heheheh.

Maków Podhalański to najpiękniejszy okres mojego życia. Czas dzieciństwa.Staram się nie pamiętać o tym co było złe. A złego też było, ale chcę pisać o tym co było dobre.

Anioł Stróż i Matka Boska Makowska zawiązały spółkę w celach ochrony durnego dzieciaka jakim byłam.Kurcze, nie zawsze mnie chronili, bo po dupsku dostałam nie raz, ale to może miało być pouczające....ale ja się powoli uczyłam.

Tu na świat przyszła moja druga siostra, gdy ja miałam 7 lat. Było to śliczne małe wrzeszczadło.Darło się na okrągło. Lekarze wymyślali skręty kiszek i inne choroby.Gdy stała się dzieckiem pełzającym, szybko się okazało,że brakowało jej w organiźmie celulozy i bawełny. Zjadała wszystkie papiery i skrawki materiałów (mama była krawcową), była lepsza jak odkurzacz.

Wiem, miałam pisać o sobie, ale muszę wspomnieć jeszcze o mojej siostrze , tej co chlebem ją karmiłam, bo gdy wyrosła z pieluch stała się ciekawym przypadkiem.
Otóż ona, gdy przychodzili goście,zabierała buty z przedpokoju, chowała się za zasłoną w pokoju i skrupulatnie wylizywała te buty do czysta.Zjadała też farbę ze ścian, a idąc z piaskownicy do domu, brała na drogę dwie garści piasku do zjedzenia.

Ad rem: Latem często chodziłam z koleżankami nad rzekę w celach rekreacyjnych, a wracając kładłyśmy na torach kolejowych różne przedmioty, by się przekonać jak będą wyglądać po przejechaniu przez pociąg, a może nam się uda pociąg wykoleić? To byłby widok!
Nie zdawałyśmy sobie sprawy,że wykolejenie jest możliwe. Cóż za głupota nas opętała.

Z natury byłam dzieckiem nabiałożernym.Nie lubiłam niczego co leżało koło mięsa.
Rodzice jednak postawili sobie cel: zmuszać mnie do jedzenia mięsa.
Bom licha, bo umrę,bo nie samym serem człowiek żyje.
A ja chciałam serem żyć!

Stosowałam różne sztuczki by pozbyć się mięsa z talerza. Parę razy mi się udawało, ale mój nieufny ojciec zawsze w końcu mnie wytropił i moje sztuczki.
Zakopywałam mięso w ziemniakach (ich nie musiałam zjadać do końca). Wydało się.
Nabierałam mięso do ust (jak chomik) i szłam do wc ,bo strasznie mi się chciało sisiu .Tam mięsko wypluwałam.Wydało się.
Wkładałam mięso do talerzy młodszego rodzeństwa. Wydało się.
Wrzucałam mięso za meble.Wydało się.
Wyrzuciłam kotleta za okno. Wydało się.

To ostatnie zdarzenie mnie zdumiało.
Mój pomysł był prosty a jakże genialny. Mieszkaliśmy na 3 piętrze, po osiedlu zawsze kręci się jakiś pies, a pod oknem są trawniki....
Jak pomyślałam, tak uczyniłam.Chlast i kotleta nie ma.
Jakież było moje zdziwienie,gdy mój staruszek, który nigdy nie wyrzucał śmieci, akurat w tym dniu poszedł ze śmieciami.Wrócił i zlał mi tyłek.
-Znalazłem Twojego kotleta.
No przecież to niemożliwe! Żaden pies nie był głodny?
-To nie mój!Przecież nie pisze na nim: KASIA.
Ojciec był nieugięty.
Podziwiam upór i zawziętość moich rodziców w walce o moją mięsną dietę.Dlaczego nie odpuścili?Dlaczego obiad musiał być dla mnie stresującą porą?
Do dziś nie wiem.
Pewnego dnia matka poddała się.
-Co byś Ty chciała codziennie jeść? co mam Ci gotować, byś jadła?
-Makaron z serem i cukrem.
No i gotowała mi przez tydzień makaron z serem i cukrem i uwierzcie,że zdołała mi go obrzydzić.
No to potem jadłam zupę mleczną z makaronem.
No i raz jadłam taką zupę przy stole i niemiłosiernie się kręciłam przy tym jedzeniu.
-Uspokój się bo spadniesz z krzesła.
No i spadłam, talerz z mlekiem na mnie.Odłamki talerza powbijały mi się w szyję.
Matka w krzyk:
-Nie ruszaj się.
Powyjmowała mi te odłamki szkła i stwierdziła,że mało brakło a bym tętnice sobie przecięła. Nie wiedziała,że Anioł Stróż ma mnie w opiece,bo takie dzieci jak ja zasługują na opiekę.

wtorek, 5 maja 2009

Anioł stróż zasługuje na uznanie.

Miałam pisać o sobie i dziwnych wypadkach i przypadkach. A tu znalazłam coś takiego:

http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=384&w=94149592&v=2&s=0

To jakby o mnie pisano.To jakby opisano moje dzieciństwo pełne wyzwań i niebezpiecznych przygód.Nic dodać nic ująć.
Sama byłam dzieckiem-poszukiwaczem, dzieckiem-naukowcem (poszukującym nowych rozwiązań), inwidualistą czy głupkiem?
Na wspomnienie moich osobistych doświadczeń włos mi się jeży na głowie.Byłam durna. A może niedopilnowana?

Polecam lekturę.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Dzieciństwo.

Będąc pacholęciem robiłam różne ekstremalne doświadczenia ze swoim ciałem. Sprawdzałam wytrzymałość na zimno (wpadając w przeremble),grubość skóry (nadziewając się na płoty), głębokość położenia tętnicy szyjnej (wbijając sobie części talerza w szyje), wytrzymałość głowy (spadając z trzepaka).
Byłam łobuzem.Byłam robaczywym dzieckiem jak moja siostrzenica. Czy miałam ADHD? Nie.
Ja tylko byłam ruchliwa.Uparta.Charakterna.
Piszę o tym , bo siostra się się martwi czy jej córuchna nie ma ADHD. Nie ma. Jest tylko początkiem łobuza. Słodkiego. Z anielskim wyglądem.

Jako dziecię miałam blond włosy i loki.Oczy piwne, w których siedział przyczajony diabeł.Włosy ściemniały w wieku 3 lat a diabeł wylazł.
Dziś wiem dlaczego tak lubiłam "Panią Twardowską" A . Mickiewicza. I ten czmychający diabeł przez dziurkę od klucza...mój idol.
Wszystko dziś ma sens.

Zabawy,które uskuteczniałam w młodocianym wieku często były zabawami trącającymi o zbójnictwo.
Napady na sady, ogródki warzywne, łażenie po drzewach, skakanie przez płoty, jazda po halach na sankach. Zawsze gdzieś przy tych zabawach, gdzieś za plecami, gdzieś za drzewem stała Śmierć lub Kalectwo.
Jak w "Zabójczej broni" mogę chwalić się bliznami:na nogach,rękach,brzuchu,szyi.Zaliczyłam parę wstrząśnień mózgu, utratę przytomności po upadku z huśtawki,z drzewa, na lodowisku. Odbicie kości ogonowej po jazdach na sankach.
Długo by wymieniać.