Cały rok z utęsknieniem czekamy, kiedy wreszcie się ochłodzi, zimny wiaterek zawieje – czyli kiedy wreszcie złapiemy katar, zaczniemy kaszleć, temperatura wzrośnie sobie pod wieczór w okolice 38 stopni.Zaczyna się!
Kiedy wreszcie uda nam się przeziębić – a co niektórzy złapią nawet prawdziwą, niezmutowaną jeszcze grypę – rozpoczynamy upragniony okres rekonwalescencji przez niektórych zwanym " barłożeniem".
Generalnie rozróżniamy dwa rodzaje przebiegu choroby:
damski i męski.Męski sposób chorowania można podzielić na dwa style.
Jeden styl-
"na męczennika", polega na tłumaczeniu, że temperatura 36,9 jest najgorszą z możliwych, ponieważ okropnie rozkłada. Do lekarza się nie idzie, się cierpi w milczeniu. Nic się nie chce jeść, z tej dramatycznej choroby, tylko po to, żeby w ostatniej chwili słabym głosem zawołać- kochanie, zrób mi budyń. Pewnie i tak nie zjem, ale może zjem.
Druga metoda to
"hipohondryk". Przy pierwszym kichnięciu trzeba delikwenta rejestrować do lekarza, jeszcze przed lekarzem kupić 15 różnych specyfików, w tym homeopatycznych, a po lekarzu współczuć, że nie dał zwolnienia, konował jeden.
Metoda pierwsza jest bardziej rozpowszechniona, wiem z doświadczenia.
Charakteryzuje się angażowaniem w swoją chorobę jak największej ilości ludzi – domowników, rodzinę dalszą i bliższą oraz znajomych.
W tym celu Chory zaraz po uświadomieniu sobie pierwszych objawów przeziębienia, informuje o tym wszystkich wkoło, zaznaczając jak cierpi, jak bardzo się męczy i jak blisko znajduje się zejścia śmiertelnego.
Wypychany do lekarza przez najbliższe w tym momencie otoczenie ,oświadcza,że przecież nie umiera i do lekarza nie pójdzie.
-Umrę sobie taki samotny, zwinięty kącie, biedny, niedożywiony,opuszczony...
Schorowany biedaczek. Prawdziwy mężczyzna zamienia się w bezbronnego misia.
I tu zaczyna się "barłożenie".
Odtąd nasz facet potrafi tylko jęczeć, leżeć w łóżku, narzekać, marudzić, nic mu się nie podoba, i w ogóle świat jest dla niego niewiarygodnie okrutny, i nikt go nie żałuje.
Łyka górę wspomagaczy, a grzane piwo, to życie by mu uratowało.
Kiedy już ogłosi światu o swojej chorobie jego stan się gwałtownie pogarsza.
Kładzie się przed telewizorem i zaczyna CHOROWANIE. Niechętnie przyjmuje leki, jakby tym bohaterskim czynem chciał zaznaczyć, że wcale nie jest z nim aż tak źle.
Poprosi tylko skromnie o herbatkę, jedną, drugą (za gorąca, z cytrynką, a może bez cytrynki, tylko pół kubka, a nie mamy tamtej aromatyczniejszej?; za słodka; nie pomieszana).
Ponieważ czuje się coraz gorzej, postanawia się przespać - ale proszę mu nie zmieniać kanału, on cały czas słucha powtórki z meczu sprzed tygodnia, no, proszę nie przełączać! Nie może znaleźć pilota zaplątanego w kołdrę, woła więc o pomoc domowników, światło go razi – niech ktoś je zgasi, chce poczytać – niech ktoś światło włączy i poda mi gazetę. Tutaj leży? O...nie zauważyłem, taki jestem słaby.
Potem czuje przypływ sił na tyle, by coś przekąsić. Coś lekkiego w sam raz dla chorego. Na przykład śledzika. Albo pizzę. Rosołek absolutnie nie wchodzi w grę, bo za tłusty. Ależ niepotrzebnie ktoś zamawiał tą pizzę! Przecież zjadłby i kromkę chleba i tak prawie nic nie może przełknąć. I prosi tylko o odrobinę ciszy. ODROBINĘ! Człowiek tu leży umierający, więc może trochę współczucia, co? Telewizora nie słychać.
Utulony myślą o jutrzejszym, leniwym poranku, który spędzi sobie w łóżku próbuje zasnąć, ale nie może. Ogląda więc telewizję do późna.
Nazajutrz chorobę kontynuuje dalej spokojnie, podobnie jak w dniu pierwszym, informując tylko wyczerpująco wszystkich wciągniętych w zabawę o stanie swojego zdrowia.
Sposób damski jest prawie taki sam, posiada tylko parę elementów dodatkowych.
Chora może przy okazji kataru płakać za każdym razem, kiedy widzi się w lustrze („Boże! Jak ja wyglądam!!”), w wyniku czego popadać w stan pt. „Nikt mnie nie kocha!”, który przechodzi w etap „Przytul mnie, pocałuj i powiedz, że kochasz mnie taką zakichaną, z czerwonym nosem i rozczochranymi włosami”.
Dzwoni tylko do przyjaciółek, jednak zabrania im przychodzić – lepiej, żeby nie miały satysfakcji widzieć ją w takim stanie.
Sezon Przeziębień uważam za otwarty!