wtorek, 17 listopada 2009

Troskliwość.

Co to znaczy troszczyć się o kogoś? To martwić się, czy kochaną osobę brzuch czasem nie boli, smarować komuś bułki grubo masłem, przynieść do łóżka choremu gorącą herbatę, po nocach dziergać rękawiczki by łapki nie marzły.To troska czy służalczość?
Granice mi się zacierają...

Prawdziwa troska wyklucza obojętność i jest przeciwieństwem apatii.
Troszczenie się to postawa silnych w stosunku do słabych, potężnych wobec bezradnych, tych, którzy coś posiadają, wobec tych, którzy nie mają nic. W rzeczywistości czujemy się bardzo niezręcznie, jeśli w zetknięciu z czyimś bólem nie podejmujemy wysiłku, aby mu zaradzić.

A przecież kiedy zadamy sobie szczere pytanie o to, którzy ludzie w naszym życiu byli dla nas najważniejsi, okaże się, że to ci, którzy zamiast dawać dobre rady, podsuwać rozwiązania czy metody uzdrawiania zdecydowali się raczej towarzyszyć nam w bólu i koić go swoją łagodną i czułą obecnością.

Czy więc czynne działanie na rzecz kogoś nie jest troszczeniem się?
Czy tylko ten, który w chwili rozpaczy i zamętu potrafi trwać przy nas w ciszy, pozostawać z nami w godzinie żalu i żałoby, umie znieść niemoc, niemożność uleczenia i uzdrowienia oraz stawić czoło naszej bezradności jest tym , który się o nas troszczy?

Czy troska to tylko "wirtualne" odczucie? To tylko wzajemna obecność ? To tylko nieme wsparcie?

Niby z własnego doświadczenia wiemy, że ci, którzy się troszczą, są obecni przy nas. Gdy słuchają, to słuchają naprawdę. Kiedy mówią, to wiemy, że mówią do nas. Gdy zadają pytania, to wiemy, że to dla naszego dobra, a nie z myślą o sobie. Ich obecność jest uzdrawiająca, ponieważ akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy.

Mamy skłonność do tego, aby uciekać od bolesnej rzeczywistości lub chcieć jak najszybciej ją zmienić. Jednak uzdrawianie odarte z troski przemienia nas w urzędników czy lekarzy i nie pozwala na wykształcenie prawdziwej więzi.

Uzdrawianie pozbawione troski sprawia, że interesują nas szybkie zmiany i nie mamy cierpliwości ani ochoty, aby wzajemnie nosić swój ciężar. W ten sposób uzdrawianie, zamiast nieść wyzwolenie, może często obrażać.

Nic więc dziwnego, że nierzadko ludzie w potrzebie odrzucają pomoc.

Troska może być obciążona błędem nadopiekuńczości? Granice są takie cienkie...


cdn.

4 komentarze:

Czesiek pisze...

Nie wspomniałaś jeszcze o jednej rzeczy. Ludzie utożsamiają troskę z dobrymi słowami, delikatnymi, ciepłymi. A nieraz troską jest powiedzenie drugiej osobie bardzo twardych, nieprzyjemnych, nieraz przykrych słów.
Jeżeli jednak widzi się, że właśnie trzeba "brutalnie" coś powiedzieć, bo "delikatne" słowa nie pomagają, to taka szorstkość też jest troską. Ale to już tylko nieliczne osoby mogą nas ochrzanić bez naszej urazy. Te same słowa w zależności od tego, kto te słowa mówi, różnie się odbiera.

anabell pisze...

Witaj Kasiu, myślę,że czasem troszcząc się o innych zbyt mocno ingerujemy w ich życie.Czy troska musi być powiązana z obecnością- nie zawsze.Często ktoś, kto jest o tysiące km od nas, wspiera nas, podtrzymuje na duchu, pomaga wytrwać w zamierzeniach i mimo odległości czujemy jego troskę.Od 9 lat moje dziecko mieszka 1200 km ode mnie.Z pewnością mniej teraz wzajemnej troski "bezpośredniej", ale to wsparcie duchowe nadal istnieje i pomaga przetrwać rozłąkę.
Miłego,:)
P.S.
Wpisałam Cię, bez Twej zgody, na listę "moich blogowych".

Kasia Boroń pisze...

Macie rację, oboje.Troska...trudne słowo do ogarnięcia.Ma ogromna pojemność. Jednocześnie trzeba zachować umiar.

Marta S. pisze...

tzn. jestem nadopiekuńcza....
wiem, wiem....