środa, 6 maja 2009

Anioł rozpostarł skrzydła.




I nastał Maków Podhalański.
I Anioł Stróż rozpostarł swoje skrzydła i zaopiekował się mną.Skąd wiem? Bo wciaż żyję.

Urodziła się moja siostra, którą nakarmiłam chlebem z masłem w pierwszym tygodniu jej życia.Przeżyła. Smakowało jej. Matka miała pretensje.

Przeprowadzka. Utrata starych koleżanek.Wyruszyłam w drogę w nieznane.Zamieszkaliśmy w mieście 7 km dalej, ale ja wiedziałam, ze Sucha została utracona.
Sucha Beskidzka miasto utracone.

Zaczął się mój horror. Młodsza siostra w domu! Trzeba ustępować, bawić się, ale były i dobre strony. Było na kogo zwalić jakąś swoja winę i mniej uwagi mi poświęcali.
Mogłam się cała oddać poznawaniu nowej okolicy. A było tu ciekawych zakątków!
Najpierw jednak poznałam nowe sąsiadki, późniejsze moje towarzyszki i przyjaciółki.
Najpierw nieśmiało badałam okolice swojego bloku, osiedla, sąsiedniej ulicy,rynku,okolicznych ulic, strumieni, rzeki, gór. Zataczałam coraz większe kręgi.Sięgnęłam i okolicznych wiosek.Wszystko to zaliczyłam zanim poszłam do szkoły.
Lato spędzałam na podwórku. Za blokiem płynął strumyk,w którym brzechtaliśmy się do woli.Strumień górski, czysty z pijawkami i ropuchami.
Wiecie,że prze przy ropusze nie wolno pokazywać zębów, bo powypadają wszystkie? Chodziliśmy więc w kółko z zamkniętymi ustami.
Szukałam też źródeł naszego strumyka wysoko w górach. Chodziłam na skałki by obserwować żmije zygzakowate (jadowite). Po śmierci dziecka w szpitalu po ukąszeniu przez żmiję, przestałam.
Z koleżankami znalazłyśmy nowe hobby: kradzież miodu z pasieki. A ja panicznie boję się pszczół.Kradzież jabłek z sadu naszej nauczycielki, kradzież marchewki i porzeczek z cudzych ogródków.
Najlepszą zabawą okazało się jednak turlikanie po halach. Matka się dziwiła czemu spodnie są uzielenione. A dla mnie problemem nie były zielone spodnie ale ból pleców po upadkach z poszczególnych hal. Z tych samych hal zimą jeździłam na sankach co zakończyło się uszkodzeniem kości ogonowej i bólem przez parę lat. Nie uchroniło mnie to przed poszukiwaniem coraz bardziej ekstremalnych zjazdów. Zjazd na sankach z gór stawał się coraz bardziej ryzykowny.A my szukaliśmy coraz to nowych wyzwań.Adrenaliny dostarczać zaczęły nam zjazdy wzdłuż potoków górskich z ciągłym ryzykiem skąpania się.
Człowiek uzależnia się od adrenaliny i z czasem potrzebuje jej coraz więcej. Nic prostszego. Jazda na łyżwach po lodzie, po lodzie na rzece, po górskiej rzece.Czemu nie?!

Anioł miał mnie w opiece.

6 komentarzy:

Ezieta pisze...

Kasiu,
odnawiasz moje poklady wspomnien...Bo ja tez sie przeprowadzilam w wieku wczesnoszkolnym zostawiajac w Glogowie kolezanki, wlasna lawke( podpisana osobiscie przeze mnie, sisotre i kolezanke-gdy ktos na niej siedzial, planowalysmy, zemste), kradzieze kwiatow w ogrodkach dla mamy itd itd...
Przenieslismy sie do Wrocka na nowobudowane osiedle. Tu dopiero byl raj..bieganie po niedokonczonych blokach, wlazenie we wszystkie dziury...odkrywano przy okazji niewybuchy, niewypaly..Jednym bawilismy sie oblupujac z ziemi. Mama do dzis nie wie.
Tesknie za tamtymi czasami.

Kasia Boroń pisze...

Każdy chyba tęskni, bo to beztroskie dzieciństwo.Widzę,że całkiem wiele tez przeżyłaś przygód dziecinnych.Widzę ,że więcej NAS. :-) Wcale nie byłam najgorsza...niewypałami się nie bawiłam.

Anonimowy pisze...

dobrze, że nie wiesz, co Twoje dzieci robiły... :-)

Kasia Boroń pisze...

To niech te moje dzieci się przyznająa co robiły :_)

Martha157 pisze...

Rany! Maków, Sucha... a ja miałam do popisu tylko bagna, wysypisko śmieci i później budowe osiedla - nawet w dni robocze :)

Kasia Boroń pisze...

Marta, przeprowadzki mnie raniły...zawsze płakałam.Przeprowadzka do Wolbromia była horrorem.