czwartek, 7 maja 2009

....Rano, wieczór, we dnie, w nocy....





Na całe te wspominki wzięło mnie za sprawą Eziety. Miałam kiedyś to wszystko opisać, ale ciągle nie miałam koncepcji.
Tak więc jak zaczęłam, to pociągnę to dalej. Poczuję się spełniona. Heheheh.

Maków Podhalański to najpiękniejszy okres mojego życia. Czas dzieciństwa.Staram się nie pamiętać o tym co było złe. A złego też było, ale chcę pisać o tym co było dobre.

Anioł Stróż i Matka Boska Makowska zawiązały spółkę w celach ochrony durnego dzieciaka jakim byłam.Kurcze, nie zawsze mnie chronili, bo po dupsku dostałam nie raz, ale to może miało być pouczające....ale ja się powoli uczyłam.

Tu na świat przyszła moja druga siostra, gdy ja miałam 7 lat. Było to śliczne małe wrzeszczadło.Darło się na okrągło. Lekarze wymyślali skręty kiszek i inne choroby.Gdy stała się dzieckiem pełzającym, szybko się okazało,że brakowało jej w organiźmie celulozy i bawełny. Zjadała wszystkie papiery i skrawki materiałów (mama była krawcową), była lepsza jak odkurzacz.

Wiem, miałam pisać o sobie, ale muszę wspomnieć jeszcze o mojej siostrze , tej co chlebem ją karmiłam, bo gdy wyrosła z pieluch stała się ciekawym przypadkiem.
Otóż ona, gdy przychodzili goście,zabierała buty z przedpokoju, chowała się za zasłoną w pokoju i skrupulatnie wylizywała te buty do czysta.Zjadała też farbę ze ścian, a idąc z piaskownicy do domu, brała na drogę dwie garści piasku do zjedzenia.

Ad rem: Latem często chodziłam z koleżankami nad rzekę w celach rekreacyjnych, a wracając kładłyśmy na torach kolejowych różne przedmioty, by się przekonać jak będą wyglądać po przejechaniu przez pociąg, a może nam się uda pociąg wykoleić? To byłby widok!
Nie zdawałyśmy sobie sprawy,że wykolejenie jest możliwe. Cóż za głupota nas opętała.

Z natury byłam dzieckiem nabiałożernym.Nie lubiłam niczego co leżało koło mięsa.
Rodzice jednak postawili sobie cel: zmuszać mnie do jedzenia mięsa.
Bom licha, bo umrę,bo nie samym serem człowiek żyje.
A ja chciałam serem żyć!

Stosowałam różne sztuczki by pozbyć się mięsa z talerza. Parę razy mi się udawało, ale mój nieufny ojciec zawsze w końcu mnie wytropił i moje sztuczki.
Zakopywałam mięso w ziemniakach (ich nie musiałam zjadać do końca). Wydało się.
Nabierałam mięso do ust (jak chomik) i szłam do wc ,bo strasznie mi się chciało sisiu .Tam mięsko wypluwałam.Wydało się.
Wkładałam mięso do talerzy młodszego rodzeństwa. Wydało się.
Wrzucałam mięso za meble.Wydało się.
Wyrzuciłam kotleta za okno. Wydało się.

To ostatnie zdarzenie mnie zdumiało.
Mój pomysł był prosty a jakże genialny. Mieszkaliśmy na 3 piętrze, po osiedlu zawsze kręci się jakiś pies, a pod oknem są trawniki....
Jak pomyślałam, tak uczyniłam.Chlast i kotleta nie ma.
Jakież było moje zdziwienie,gdy mój staruszek, który nigdy nie wyrzucał śmieci, akurat w tym dniu poszedł ze śmieciami.Wrócił i zlał mi tyłek.
-Znalazłem Twojego kotleta.
No przecież to niemożliwe! Żaden pies nie był głodny?
-To nie mój!Przecież nie pisze na nim: KASIA.
Ojciec był nieugięty.
Podziwiam upór i zawziętość moich rodziców w walce o moją mięsną dietę.Dlaczego nie odpuścili?Dlaczego obiad musiał być dla mnie stresującą porą?
Do dziś nie wiem.
Pewnego dnia matka poddała się.
-Co byś Ty chciała codziennie jeść? co mam Ci gotować, byś jadła?
-Makaron z serem i cukrem.
No i gotowała mi przez tydzień makaron z serem i cukrem i uwierzcie,że zdołała mi go obrzydzić.
No to potem jadłam zupę mleczną z makaronem.
No i raz jadłam taką zupę przy stole i niemiłosiernie się kręciłam przy tym jedzeniu.
-Uspokój się bo spadniesz z krzesła.
No i spadłam, talerz z mlekiem na mnie.Odłamki talerza powbijały mi się w szyję.
Matka w krzyk:
-Nie ruszaj się.
Powyjmowała mi te odłamki szkła i stwierdziła,że mało brakło a bym tętnice sobie przecięła. Nie wiedziała,że Anioł Stróż ma mnie w opiece,bo takie dzieci jak ja zasługują na opiekę.

3 komentarze:

Ezieta pisze...

Kasiu,
ja tez na torach kladlam rozne rzeczy, najczesciej monety...A potem na torach trawajowych. Potem porownywalismy ksztalty rozjechanych monet..Madre to bylo, nie powiem.

Martha157 pisze...

Z tym serem to masz do dzisiaj :)

Kasia Boroń pisze...

Ezieta....kurcze...Ty podobna do mnie byłaś....